Zamach na Adolfa Hitlera – 20 lipca 1944 roku

Jeszcze zanim rozpętała się II wojna światowa Adolf Hitler stał się celem zamachów organizowanych przez przeciwnych mu opozycjonistów. Brutalna rozprawa z legalnymi ugrupowaniami wyznającymi inne poglądy, a następnie prześladowania ludności żydowskiej i drastyczny program militaryzacji kraju słusznie przysporzyły dyktatorowi wrogów. Nie zdecydowali się oni jednak na otwarte wystąpienie, a antynazistowska opozycja do końca wojny była mocno ograniczona liczebnie. Co więcej, spiskowcy niejednokrotnie nie wiedzieli, co właściwie chcą osiągnąć – czy ich celem miało być zabójstwo Hitlera i kontynuowanie wyznaczonego przez niego kursu w łagodniejszej formie, czy też całkowite zerwanie z dorobkiem nazistów? Wraz z porażkami na froncie doszedł kolejny cel – zakończenie wojny trwającej od 1939 roku. Zamach z 20 lipca 1944 roku jest idealnym przykładem tego, jak formowała się organizacja spiskowa w hitlerowskich Niemczech, kto znalazł się w kręgu jej zainteresowań i jakie przyświecały jej cele, daleko odmienne od „złotej legendy” hr. Stauffenberga.

Przez potęgę ku upadkowi

W połowie lat trzydziestych Niemcy z zachwytem patrzyli na postępy Wehrmachtu, który powoli stawał się jedną z największych europejskich potęg militarnych. Adolf Hitler dał im nadzieję na odrzucenie niesprawiedliwych postanowień Traktatu Wersalskiego i przywrócenie godności rozumianej wówczas przede wszystkim jako odbudowa potęgi „Tysiącletniej Rzeszy”. Nie wszyscy dostrzegali to, co stanowiło esencję nazistowskiego systemu – Niemcy zalała fala terroru i represji, doszło do krwawej rozprawy z opozycją, a coraz agresywniejsze posunięcia geopolityczne mogły wkrótce doprowadzić do wielkiej wojny, w której niemieckim żołnierzom przyszłoby się zmierzyć z koalicją państw europejskich, nawet jeśli te w połowie lat trzydziestych dość niemrawo sprzeciwiały się ponownej militaryzacji Rzeszy. Mocarstwa zachodnie nie reagowały stanowczo, jednak pewne było, iż w chwili egzystencjalnego zagrożenia utworzą zwarty blok antyfaszystowski.

Dlatego też ci, którzy znajdowali się na nieco wyższych stanowiskach hitlerowskiego państwa i orientowali się w prawdziwych założeniach planów militarnych, zdawali sobie sprawę z ryzyka agresywnej polityki Hitlera. Jak piszą Franciszek i Julitta Bernaś („Zamach na Hitlera”), już w 1938 roku przeciwko Hitlerowi występował blok byłych zwolenników reżimu. Byłych, gdyż do niedawna wspierali dyktatora w drodze na szczyt, a niektórzy wciąż wiernie służyli w nazistowskiej administracji i wojsku. Wśród wymienionych znajdowali się m.i.n Ludwig Beck, gen. Erwin von Witzleben, Wilhelm Canaris, gen. Hans Oster, Hjalmar Schacht, Karl Goerdeler czy Hans Gisevius. W latach czterdziestych do tej grupy miał dołączyć jeden z najbardziej utalentowanych niemieckich sztabowców, płk Claus von Stauffenberg i to on jest jednym z głównych bohaterów historii zamachu z 20 lipca 1944 roku.

Wróćmy jednak do wcześniej wymienionych. Podjęli oni bowiem działania mające na celu uzmysłowienie Brytyjczykom i Francuzom zagrożenia oraz zakomunikowanie, iż w Niemczech – mimo prześladowań na wielką skalę – działa potajemna opozycja. Póki co nie było ona doskonale zorganizowana, jej członkowie nie byli nawet szczególnie zaangażowani w działalność spiskową – ot, była to zbieranina ludzi, którzy uświadomili sobie, że odbudowa potęgi Niemiec niekoniecznie musi się opierać na militarnej konfrontacji. Czasem przemawiała przez nich frustracja, gdyż stopniowo odsuwano ich na boczny tor, izolując od aktywnej działalności na szczycie nazistowskich władz. Tymczasem zachodnie mocarstwa jeszcze nie widziały zagrożenia własnych interesów w ekspansji hitlerowców. Dały tego dowód w Monachium, podczas specjalnej konferencji, na której bez walki oddały Hitlerowi Czechosłowację. Dopiero po zaatakowaniu przez Niemców Polski 1 września 1939 roku zachodni politycy opamiętali się, rozpoczynając wojnę, którą z czasem nazwano II wojną światową. Mimo zapewnień Hitlera o niechęci do angażowania się w walki przeciwko państwom zachodnim, w Wielkiej Brytanii i Francji ruszyły przygotowania do konfliktu zbrojnego. Zaczęto też myśleć o nawiązaniu kontaktu z opozycją antyhitlerowską, która wysyłała sygnały zainteresowania współpracą. Stewart Menzies, szef wywiadu angielskiego, miał prawdopodobnie świadomość tego, iż jego odpowiednik w Rzeszy (szef Abwehry, Canaris) nie jest zwolennikiem reżimu. Informacje na ten temat uzyskał w drugiej połowie lat trzydziestych za pośrednictwem kpt. Roberta Treecka, z którym spotkał się w Luckington w Wielkiej Brytanii. Początkowo Brytyjczycy nie interesowali się działalnością Wielhelma Canarisa, nie ufali bowiem szefowi Abwehry. Czemuż mieliby mu ufać? Bali się podstępu – takie zagrania wywiadów były przecież na porządku dziennym. Na pewno zaufania Brytyjczyków nie przysporzyła Canarisowi sprawa z Venlo. 9 listopada 1939 roku dwaj oficerowie brytyjscy zostali porwani z Holandii przez siły niemieckie. Mjr Stevens i kpt. Best prowadzili właśnie tajne negocjacje, rzekomo z grupą opozycjonistów niemieckich. Wszystko okazało się być podstępem zorganizowanym przez Waltera Schellenberga.

Canaris działał jednak rozważnie, stopniowo zdobywając zaufanie za pośrednictwem ambasady w Rzymie oraz wciągając w tajne rokowania Watykan. W Szwajcarii kilkakrotnie spotykali się specjalni wysłannicy obu stron. Canarisa i innych opozycjonistów reprezentował ambasador niemiecki w Rzymie, Ulrich von Hassel. W dalekosiężnych planach spiskowców, gdy nazistowski rząd i Hitler zostaną już obaleni, miał on objąć stanowisko ministra spraw zagranicznych.

A tymczasem Niemcy umacniali swą wiarę w Hitlera i potęgę swego kraju. Do czerwca 1940 roku podbite zostały kolejne kraje – Dania, NorwegiaFrancja, Belgia, Luksemburg i Holandia. Szczęśliwa gwiazda Führera nieco przygasła po przegranej bitwie powietrznej o Wielką Brytanię. Sztab generalny był jednak zachwycony postępami niemieckiej armii i trudno było podejrzewać, iż nagle odwróci się do Hitlera w chwili jego tryumfów. 

Pierwsze porażki wzmacniają opozycję

Po początkowych sukcesach na froncie wschodnim przyszły i dotkliwe, kosztowne porażki. Druzgocące straty przyprawiały o ból głowy niejednego wojskowego, a Hitlerowi wciąż było mało. Jego opór i wiara we własne możliwości wzrosły do tego stopnia, iż zdecydował się samodzielnie kierować wojskami, choć miał o tym niewielkie pojęcie. Wtedy wszystko zaczęło się zmieniać – z kraju słano wszelkie możliwe rezerwy, z zachodu napierali już alianci nękający niemieckie miasta nieustannymi nalotami. III Rzesza zaczynała się sypać, a wielkie zwycięstwa przychodziły coraz rzadziej. Opozycja nareszcie wiedziała, o co walczy – walczyła bowiem o przetrwanie narodu niemieckiego. 

W 1943 roku opozycjoniści zgrupowani wokół Karla Goerdelera nawiązali przyjazne stosunki z inną grupą spiskowców, która w swych szeregach miała dyplomatów, urzędników, wojskowych czy arystokratów. Należy wspomnieć Fryderyka von der Schulenburga, byłego ambasador niemieckiego w Moskwie, czy Juliusza Lebera, prawicowego socjalistę, który wkrótce miał okazję skonfrontować swe poglądy z wizją świata Clausa von Stauffenberga. Opozycjoniści połączyli swe siły, szukając alternatywnego rozwiązania, które umożliwi Niemcom zakończenie wojny i rozpoczęcie procesu odbudowy kraju. Nie ulegało wątpliwości, iż Adolf Hitler, wieloletni przywódca Rzeszy, nie zgodzi się na ustępstwa, nie cofnie też walczących na froncie oddziałów, mimo iż ponosiły one coraz większe straty. Zostawało zatem jedno wyjście – likwidacja Hitlera, odsunięcie od władzy jego głównych współpracowników i powołanie nowego rządu z członkami opozycji na czele. Tylko w ten sposób możliwe byłoby podpisanie separatystycznego pokoju na Zachodzie. Oczywiście, w tym celu niezbędna była zgoda państw alianckich. Spiskowcy dość naiwnie liczyli, iż alianci muszą się zgodzić na podyktowane im warunki.

W dniach 14-24 stycznia 1943 odbyła się konferencja w Casablance, na której przywódcy aliantów zachodnich postanowili prowadzić wojnę w Europie aż do bezwarunkowej kapitulacji Niemiec. Niemcy przeświadczeni byli, iż uda im się przekonać Brytyjczyków do zawarcia pokoju. Słusznie twierdzili, iż dla zachodniego świata to właśnie Niemcy są barierą chroniącą przed zalewem komunizmu – mylili się jednak, nie doceniając determinacji aliantów zachodnich. Dopiero w 1944 roku większość z zaangażowanych w późniejszy zamach stopniowo uświadamiała sobie, że nawet po śmierci Hitlera świat nie spojrzy łaskawym okiem na poczynania Niemców. Jeden z zamachowców powiedział nawet: „Zamach ten musi być dokonany choćby tylko jako próba rehabilitacji moralnej Niemiec, nawet jeśli po nim nie miałaby nastąpić natychmiastowa zmiana na lepsze w perspektywach Niemiec na arenie międzynarodowej”. Nie wszyscy jednak byli tej samej myśli.

Stauffenberg – bohater ze skazą

1 października 1943 roku 36-letni pułkownik hr. Claus von Stauffenberg otrzymał nominację na szefa sztabu Ogólnego Urzędu Sił Wojskowych (AHA), innymi słowy – armii rezerwowej. Jego bezpośrednim przełożonym miał być gen. Friedrich Olbricht. Kaleki Stauffenberg już rok wcześniej uświadomił sobie, iż wojna jest przegrana, a jedynym wyjściem z sytuacji – wobec fanatycznej postawy Hitlera i jego otoczenia – będzie prawdopodobnie zamordowanie Führera. Szukał kontaktu z antyhitlerowskim podziemiem i stał się niezwykle cennym nabytkiem Goerdelera i jego grupy. Dodatkowo młody pułkownik dysponował rozległymi kontaktami w świecie wojskowości oraz arystokracji, co czyniło z niego znaczącą postać wśród członków ruchu oporu. Rok wcześniej Stauffenberg był na froncie wschodnim, gdzie wielokrotnie rozmawiał z najwyżej postawionymi w hierarchii wojskowej dowódcami. Wnioski wyciągnięte z dyskusji z Friedrichem von Paulusem czy Erichiem Mansteinem doprowadziły go do smutnej refleksji, iż generałowie nie są w stanie nic zrobić, a sprawy „muszą wziąć w swoje ręce pułkownicy”. W krąg spiskowców miał go wciągnąć Olbricht. Generał działał w grupie odkąd dowiedział się o planach uderzenia na Związek Sowiecki. W rozmowach Olbricht-Stauffenberg uczestniczył także płk sztabu Henning von Tresckow, który ówcześnie znajdował się na chwilowym urlopie, gdyż dopiero co wrócił z frontu wschodniego.

Claus von Stauffenberg (po lewej) i Albrecht Mertz von Quirnheim. Oficerowie ci brali udział w nieudanym zamachu na Hitlera i z tego powodu zostali straceni w wyniku egzekucji (Wikipedia, domena publiczna).

Wszystko to działo się jeszcze przed 1 października 1943 roku. Stauffenberg został wciągnięty w działalność konspiracyjną zanim objął posadę w AHA. O swojej nowej aktywności poinformował m.in. żonę oraz brata Bertholda. Z Tresckowem znali się już wcześniej i mieli do siebie pełne zaufanie. Ten został zwerbowany przez Olbrichta i Goerdelera w listopadzie 1942 roku. Pułkownik miał głębokie przeświadczenie, iż Hitler musi po prostu zostać zlikwidowany i na własną rękę szukał kolejnych sojuszników. W czerwcu 1943 roku rozmawiał na ten temat z pułkownikiem sztabu generalnego Helmuthem Stieffem. Działał szybko, lecz rozważnie. Odnotujmy, iż krąg spiskowców był skutecznie poszerzany w warunkach totalitarnego reżimu i atmosfery towarzyszącej terrorowi nieustannej podejrzliwości. Antyhitlerowskie podziemie musiało być zatem bardzo zdyscyplinowane skoro tak długo udawało się mu uniknąć wpadki. I to pomimo szeregu porażek. W sierpniu 1943 roku spiskowcy próbowali nakłonić do współpracy feldmarszałków von Kluge i Mansteina, którzy kategorycznie odmówili. W tym czasie nawiązali też kontakt z ambasadorem Schulenburgiem, jednak nie padły żadne zobowiązujące deklaracje.

Tresckow i Stauffenberg stworzyli efektywny duet – wzajemnie się uzupełniali, a głęboka przyjaźń i częste rozmowy ułatwiły porozumienie w najważniejszych kwestiach. Goerdeler był niezmiernie zadowolony, iż miał ich obydwu po swojej stronie. W sierpniu 1943 roku Tresckow i Olbricht wymyślili, iż w wypadku przeprowadzenia zamachu wykorzystany zostanie specjalny plan „Walkiria” stworzony niegdyś na potrzeby Niemiec w chwili, gdy te pogrążą się w wewnętrznym chaosie. Po odpowiednich przeróbkach mógłby on zostać zastosowany w chwili śmierci Hitlera. Planowali, iż możliwe byłoby wykorzystanie jednostek frontowych do stłumienia wewnętrznych napięć. W konsekwencji opracowano konkretną treść rozkazów, które powinny zostać wydane w chwili śmierci przywódcy Rzeszy. Do 20 lipca 1944 roku ta część planu pozostała niezmieniona. Niestety, pod koniec września 1943 roku Tresckow musiał powrócić na front, co mocno skomplikowało dalsze planowanie. Zostawił jednak Stauffenbergowi pewien prezent – paczkę, w której schowana była bomba angielskiej konstrukcji. Kłopotliwy ładunek wybuchowy wkrótce trafił do gen. Helmutha Stieffa, którego Stauffenberg próbował nakłonić do przeprowadzenia zamachu. Miał on bowiem stały i w miarę regularny dostęp do Hitlera. Choć Stieff nie powiedział, iż podejmie się zamordowania Hitlera, Stauffenberg obarczył go tym zadaniem, licząc, iż ten bez wahania zgodzi się wykonać niebezpieczną operację. Stieff schował ładunek u siebie w domu, zapalnik trzymał w biurze. Następnie, 20 listopada… przekazał ładunek majorowi Kuhnowi, który postąpił wysoce nierozważnie i 28 listopada zakopał paczkę na terenie kwatery głównej. Tylko dzięki interwencji adm. Wilhelma Canarisa udało się uchronić spiskowców od przykrych konsekwencji tego czynu. Mimo iż nikt nie ucierpiał, Stauffenberg nie mógł być zadowolony. Stracił ładunek od Tresckowa, a przy tym przekonał się, że wielu ze spiskowców nie jest gotowych do wykonania ostatniego kroku.

W międzyczasie pułkownik z przepaską na oku pracował nad lepszym przygotowaniem planu organizacyjnego. Podzielił Rzeszę na 18 okręgów wojskowych, w których wyznaczył oficerów łącznikowych. Do pracy pozyskano pracowników dowództwa floty (kryptonim „Koralle”), kwatery głównej Hitlera („Wolfsschanze”) i kwatery OKH („Mauerwald”). Równolegle do Stauffenberga pracował Goerdeler, który zajmował się działalnością spiskową wśród cywilów. Stworzył on listę „pełnomocników politycznych”, którzy działali w różnych okręgach. Jak pisze Wolfgang Venohr („Stauffenberg – symbol oporu”), pod koniec 1943 roku Stauffenberg i Goerdeler stanowili swoiste przywództwo niemieckich spiskowców, nawet jeśli pozycja Stauffenberga nie była tak znacząca jak Goerdelera. Między obydwoma panami doszło też do utarczki sprokurowanej przez Stauffenberga, który zmusił Goerdelera do przekazania mu listy pełnomocników politycznych. 

Na początku 1944 roku Stauffenberg nadal nie miał nikogo, kto mógłby podjąć się przeprowadzenia zamachu. Stieff zawiódł na całej linii, von Tresckowa nie było na miejscu. W styczniu 1944 roku Stauffenberg spotkał się z Goerdelerem, który przedstawił mu swoje postulaty odnośnie do przyszłego terytorium Rzeszy. Spiskowcy zgadzali się, iż w granicach Niemiec winny pozostać Sudety i Austria z Tyrolem. Alzacja i Lotaryngia miałyby uzyskać szeroką autonomię. Na wschodzie postulowali granice z 1914 roku, co oznaczało fizyczną likwidację Polski. W tym miejscu zwrócić należy uwagę na podstawowy problem, który wiąże się ze współczesną oceną Stauffenberga. Mimo iż był on przeciwnikiem Hitlera, nie wyrzekł się sukcesów militarnych niemieckiego dyktatora. Co więcej, jego podejście do ludności na Wschodzie dość dobrze oddają listy, jakie pisał do żony w trakcie kampanii wrześniowej 1939 roku. R. Romaniec cytowała jeden z wpisów: „Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający”. Ponadto Stauffenberg miał przemyśliwać o kolonizacji terytoriów Polskich, co jako żywo przypominało ideę Lebensraum. Znaczna część spiskowców z kręgu Goerdelera żywiła niechęć do Polski i Polaków, nie wspominając już o nastrojach antysemickich. Koncepcja odtwarzania granic z 1914 roku wpisywała się zatem w ideę likwidacji polskiej państwowości i sprowadzenia Polaków do roli taniej siły roboczej dla budowanej niemieckiej potęgi. Stauffenberg i jego grupa przewidywała także możliwość wspólnej walki Polaków i Niemców przeciwko Sowietom. Tyle że taki sojusz byłby obliczony na zażegnanie najważniejszego kryzysu na froncie, a nie pojednanie z pokonanym i ciemiężonym przez lata okupacji narodem. 

Jeszcze dosadniej o Stauffenbergu pisze W. Wichert, wskazując na motywację, której daleko było do szlachetności: „Sam Stauffenberg był wiernym sługą Führera, dopóki ten dawał nadzieję na zwycięstwo. Niemniej rosnące okrucieństwo reżimu, w tym zwłaszcza relacje o masowych masakrach Żydów przeprowadzanych przez SS na Wschodzie budziły jego narastający sprzeciw. Dopiero w 1942 r., czyli po klęsce Wehrmachtu pod Moskwą i w wyniku odniesionych ran w Afryce Północnej rok później, w pełni zrozumiał, że polityka Hitlera jest błędna i doprowadzi w konsekwencji do zguby ojczyzny, co przyczyniło się do tego, że zdecydował się ostatecznie przyłączyć do niemieckiego ruchu oporu”.

W tym kontekście ocena Stauffenberga nie może być jednoznaczna, a współczesny kult spiskowców 20 lipca 1944 roku, tak popularny w Niemczech, powinien być analizowany z uwzględnieniem wszystkich czynników. Także tych negatywnych i wskazujących na znaczną zbieżność wybranych poglądów Stauffenberga z podstawowymi założeniami nazizmu.

Prawdopodobnie w marcu (lub nieznacznie wcześniej) na trop grupy wpadło SD, które nieomal aresztowało jednego z wtajemniczonych, kpt. Ludwiga Gehre. W tym samym miesiącu Claus von Stauffenberg i jego brat Berthold opracowali rozkazy wojskowe na czas zamachu stanu. Wytyczne były zatem gotowe. Ukończone było też memorandum dr Goerdelera, który w maju przedstawił pełną listę osób proponowanych na czołowe stanowiska aparatu państwowego. Namiestnikiem Rzeszy i głównodowodzącym miał zostać gen. Beck, kanclerzem Rzeszy sam Goerdeler, a na ministra spraw zagranicznych proponowano albo ambasadora von Hassella, albo ambasadora von der Schulenburga. Goerdeler naciskał teraz na Stauffenberga, aby ten jak najszybciej zorganizował zamach na Hitlera, który odwlekał już od pół roku. Nalegania te zmobilizowały Stauffenberga i sprawiły, iż podjął decyzję – postanowił samodzielnie wykonać to, co bezskutecznie próbowali uczynić kolejni spiskowcy. Specjalny ładunek został pozyskany z zapasów wywiadu.

Tuż przed zamachem

Zobaczmy zatem, co działo się w ostatnich tygodniach przed lipcową akcją. Należy wspomnieć o tym, kto został częściowo wtajemniczony w plany spiskowców. Na pewno o ambitnych planach wiedzieli feldmarszałkowie Erwin Rommel i Gerd von Rundstedt, którzy dowodzili na froncie zachodnim, ale także feldmarszałek Kluge, generałowie Guderian, Falkenhausen, Stülpnagel, Schweppenburg, Leutwitz i Heusinger. Choć nie zgodzili się wziąć bezpośredniego udziału w zamachu, nie byli jawnymi sojusznikami, sprzyjali konspiratorom. Na nieszczęście zamachowców 17 lipca 1944 roku Rommel, szykowany na głównodowodzącego na froncie zachodnim i głównego przywódcę wojsk niemieckich (były też przymiarki do oddania mu funkcji premiera), został ranny w wyniku ataku alianckiego lotnictwa na samochód, którym poruszał się feldmarszałek. Rommel trafił do szpitala i w chwili zamachu znajdował się w wyjątkowo ciężkim stanie, nie mogąc w żaden sposób wspomóc spiskowców.

Franciszek i Julitta Bernasiowie snują przypuszczenia, iż o akcji mógł wiedzieć Heinrich Himmler. Prawdopodobnie za pośrednictwem dr Johannesa Popitza, który współpracował z Goerdelerem. Być może to właśnie kontakty z Popitzem doprowadziły do aresztowań wśród działaczy opozycji. W lipcu chociażby uwięziony został m.in. Leber oraz powiązani z lewicą Reichwein, Saefkow i Jacobs.

Plan przygotowany w oparciu o „Walkirię” przewidywał użycie armii rezerwowej Friedricha Fromma. Obecny w kwaterze głównej Hitlera w Wolfsschanze, Wilczym Szańcu, gen. Fellgiebel miał zniszczyć komunikację kwatery z Berlinem. Po otrzymaniu wiadomości o udanym zamachu spiskowcy obecni w gmachu Ministerstwa Wojny przy Bendlerstrasse mieli rozpocząć plan „Walkiria”. Jednocześnie z wprowadzeniem stanu wojennego winni zostać aresztowani główni działacze NSDAP, SS, SD i gestapo, co powinno było sparaliżować III Rzeszę i ułatwić spiskowcom przejęcie władzy w oparciu o wierne im siły wojskowe. Na froncie zachodnim Niemcy mieli wycofać się za Linię Zygfryda i wkrótce nawiązać rozmowy z aliantami zachodnimi, umożliwiając im przejście przez Francję do granicy niemieckiej. Główne rozkazy wydawać miał feldmarszałek Witzleben. Wszystko to jednak zostało w sferze marzeń opozycjonistów i nie zostało wykonane. Problem był prozaiczny – Adolf Hitler nie zginął 20 lipca 1944 roku…

Co ciekawe, niezwykle utalentowany sztabowiec Claus von Stauffenberg swoimi przemyśleniami i pisanymi przez siebie raportami zwrócił uwagę samego Hitlera. Jego talent doceniali też najwyżsi dowódcy, z którymi miał styczność kaleki pułkownik. Właśnie z tych względów dostał zaproszenie do kwatery głównej Hitlera, co umożliwiało mu zbliżenie się do celu zamachu i sfinalizowanie planu przygotowywanego od kilku miesięcy. 7 czerwca 1944 roku Stauffenberg po raz pierwszy był na naradzie w kwaterze głównej, odwiedzając wówczas Berghof. 6 lipca Stauffenberg po raz kolejny znalazł się na naradzie u Führera, tym razem wygłaszając referat. 11 lipca zawitał w Berchtesgaden raz jeszcze. Już wtedy wziął ze sobą ładunek wybuchowy, jednak z nieznanych przyczyn nie dokonał jego detonacji. Jedna z hipotez głosi, iż nie zdecydował się na spowodowanie eksplozji, gdyż w pobliżu nie znajdował się Himmler. W nocy z 12 na 13 lipca Stauffenberg spotkał się z Giseviusem, który współpracował z wywiadem amerykańskim i dopiero co wrócił do Berlina. Przybyłego do Niemiec Goerdeler widział w roli sekretarza stanu w przyszłym rządzie. Dodatkowo Gisevius miał odpowiadać za wewnętrzne oczyszczenie Niemiec (współpracując z Gruppenführerem SS Arthurem Nebe). Stauffenberg nie zrobił na Giseviusie piorunującego wrażenia. Ba, wydał się mu bezczelnym i nienauczonym szacunku. Takie podejście do postawy pułkownika zdradzało wyraźną niechęć osobistą Giseviusa względem organizatora działań spiskowych. Nie zmienia to jednak faktu, iż to właśnie w rękach Stauffenberga znalazł się los nie tylko zamachu, ale i wszystkich spiskowców.

14 lipca pułkownik otrzymał rozkaz stawienia się w kwaterze głównej w Kętrzynie. Jego sojusznicy w Berlinie, zaalarmowani wyjazdem do Wilczego Szańca, mieli nazajutrz przygotować plan „Walkiria”. I tym razem z zamachu nic nie wyszło. Hitler nakazał Stauffenbergowi osobiście referować omawiane zagadnienie, co uniemożliwiło pułkownikowi podłożenie ładunku i oddalenie się z miejsca zamachu. O kłopotach Stauffenberg poinformował innych spiskowców zgromadzonych przy Bendlerstrasse. 18 lipca otrzymał jednak kolejne wezwanie do kwatery głównej. Tym razem pojechał tam z mocnym przekonaniem, iż zamach jest nieuchronny i musi nastąpić. Spotkanie w „Wolfsschanze” wyznaczono na 20 lipca.

Feldmarszałek Erwin Rommel otrzymuje z rąk Adolfa Hitlera Liście Dębowe z Mieczami i Brylantami do Krzyża Rycerskiego Krzyża Żelaznego (niem. Ritterkreuz des Eisernen Kreuzes) w uznaniu za zasługi w kampanii w Afryce Północnej. Gierłoż, maj 1943 roku (NAC).

Zamach w Wilczym Szańcu

20 lipca 1944 roku. O 6.00 Claus i Berthold Stauffenbergowie wyruszają na lotnisko Rangsdorf, gdzie przybywają po 45 minutach jazdy samochodem. Dopiero po pięciu kwadransach startuje samolot, obierając kierunek na Prusy Wschodnie. Obok Clausa do Ju 52 wsiadają Stieff i von Haeften; Berthold pozostał na lotnisku. Claus ma przy sobie czarną aktówkę, w której ukryty jest ładunek wybuchowy. W drugiej teczce schowane są dokumenty potrzebne mu podczas narady. O 10.15 samolot ląduje w okolicach Rastenburg, a Stauffenberg udaje się do Wolfsschanze specjalnie podstawionym samochodem. Narada w kwaterze głównej zaplanowana jest na 12.30, godzinę wcześniej ma przybyć Haeften, który przywiezie śmiercionośną aktówkę. Wszystko odbywa się zgodnie z planem, a około 12.25 Haeften i Stauffenberg spotykają się w jednej z sypialni, gdzie przepakowują dwa ładunki wybuchowe do aktówki Stauffenberga. Operację, utrudnioną dodatkowo przez kalectwo Clausa, zakłóca sierżant Vogel, który przynosi wiadomość o telefonie gen. Fellgiebla. Niestety, komplikuje to działania obu mężczyzn, gdyż brakuje im już czasu na uzbrojenie obydwu ładunków. Chemiczne zapalniki Stauffenberg miał wcisnąć specjalnymi obcęgami dostosowanymi do jego możliwości. Nie zdążył uruchomić obydwu z powodu wtargnięcia do pokoju Vogela. Przypuszczał jednak, iż w chwili wybuchu nastąpi reakcja łańcuchowa, a nieuzbrojony ładunek eksploduje pod wpływem zdetonowanego. Chwilę po 12.30 spieszy na naradę, aby jego spóźnienie było jak najmniejsze. Jeden z oficerów, widząc, jak kaleki pułkownik dźwiga aktówkę, próbuje mu pomóc, jednak szybko rezygnuje z tego pomysłu z powodu zdecydowanej odmowy Stauffenberga. Świadkowie zdarzenia sądzili, iż pułkownik nie chce przyznawać się do własnej słabości i w ten sposób manifestuje poczucie dumy, własnej siły i honoru. O 12.32 Stauffenberg zasiada wśród przybyłych na naradę. Prosi jeszcze o ustawienie w pobliżu Hitlera, tłumacząc się własnym kalectwem i chęcią bycia bliżej Führera podczas wygłaszania swojego referatu. Według Wolfganga Venohra podczas narady za stołem siedzieli: Adolf Hitler, Claus von Stauffenberg, gen. por. Heusinger, płk Brandt, gen. Korten, gen. Bodenschatz, gen. por Schmundt, płk sztabu Borgmann, stenograf dr Berger, kpt. marynarki Assmann, gen. mjr Scherff, viceadmirał Voss, dowódca brygady SS Fegelein, płk von Below, stenograf Buchholz, Sturmbannführer Günsche, mjr sztabu von Freyend, mjr sztabu Büchs, płk Weizenegger, deputowany von Sonnleithner, gen. Warlimont, gen. por. Buhle, gen. płk Jodl, feldmarszałek Keitel.

Na sali znajduje się potężny czworokątny stół drewniany oparty na dwóch podstawach. Obok jednej z nich Stauffenberg umieszcza aktówkę, w której zapalniki czasowe ustawiono na 10 minut. Wybuch ma nastąpić około 12.42. O 12.35 Claus opuszcza naradę, pozostawia jednak swoje rzeczy, stwarzając pozory rychłego powrotu. O 12.42 powietrzem wstrząsa potężna eksplozja. Sala zostaje zamieniona w dymiące gruzowisko. Tym, którzy obserwowali wybuch z zewnątrz wydaje się, iż nikt nie miał szans przeżycia tak strasznej eksplozji. Spiskowcy ruszają wcześniej przygotowanym samochodem. Jeden z sierżantów odmawia wypuszczenia maszyny ze Stauffenbergiem i Haeftenem w środku. Dopiero po telefonie do rotmistrza Möllendorfa samochód zostaje przepuszczony. Spiskowcy pędzą teraz na lotnisko, gdzie czeka Heinkel 111, który ma zabrać ich do Berlina. Piętnaście minut później lecą już do stolicy Rzeszy, nie wiedząc, iż zamach się nie udał. Świadomość tego, że Hitler przeżył wybuch ma z kolei Fellgiebel, który nie decyduje się na przerwania połączeń z Wilczym Szańcem. Tym samym już na początku spiskowcy ponoszą klęskę, kwatera główna nie traci bowiem tego, co miało sprawić, iż hitlerowskie władze zostaną całkowicie zdezorganizowane – kontaktu ze światem, a przede wszystkim z armią i aparatem sił bezpieczeństwa.

Tymczasem w miejscu, gdzie eksplodował ładunek Stauffenberga… Brandt, Korten, Schmundt i Berger zginęli w wyniku eksplozji, znajdowali się bowiem najbliżej miejsca wybuchu. Ranieni zostali Bodenschatz, Borgmann i Puttkamer. Keitel biegał jak oszalały, krzycząc i szukając Hitlera. Okazało się, iż oprócz chwilowego ogłuszenia, siniaków, poparzeń i zadrapań Führerowi nic się nie stało. Szybko opanowano chaos, a Hitler udał się do lekarza, który opatrzył powierzchowne rany. Führer dopatrywał się w całym zdarzeniu cudownego ocalenia przez nadludzkie moce. Do Wolfsschanze miał przybyć Benito Mussolini, którego Hitler chciał powitać osobiście. Przybyły z Włoch gość ma okazję zobaczyć miejsce wybuchu i usłyszeć relację niemieckiego dyktatora. Sam Mussolini z zachwytem, ale i przerażeniem wykrzykuje: „To był znak niebios!”. Ogólne poruszenie i radość z powodu cudownego ocalenia Führera zapanowały w kwaterze głównej w Kętrzynie.

Hitler żyje i planuje zemstę

A na Bendlerstrasse nastroje były zgoła odmienne. Sprzeczne opinie mieszały się ze sobą. Z jednej strony do spiskowców zadzwonił Stauffenberg, który ogłosił, iż zamach się udał. Z drugiej jednak Fromm, poproszony o rozpoczęcie planu „Walkiria”, skontaktował się z Keitlem, który zapewnił o tym, iż Hitlerowi nic się nie stało. Rozkazy płynęły więc z dwóch stron – na Bendlerstrasse w pocie czoła pracowali spiskowcy, próbując uruchomić przygotowany wcześniej plan; w Kętrzynie miotał się Keitel, który odwoływał wszystko to, co udało się wprowadzić w życie ekipie Stauffenberga i Goerdelera. W Wiedniu, Pradze, Hamburgu – ci, którzy mieli rozpocząć aresztowania funkcjonariuszy państwowych, nie mieli siły przebicia, a ich postulaty albo zlekceważono, albo wyjaśniono nieporozumieniem. Nawet we Francji, gdzie wojskowy gubernator kraju gen. Stülpnagel usiłował nakłonić do współpracy feldmarszałka Klugego, zadanie nie zostało wykonane. Kluge dowiedział się bowiem, iż zamach skończył się niepowodzeniem, co sprawiło, iż nie zaangażował się w akcję. Stülpnagel postanowił popełnić samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Na jego nieszczęście, życie uratował mu szofer. Generał wkrótce miał stanąć przed funkcjonariuszami gestapo.

W budynku przy Bendlerstrasse znajdowali się tymczasem m.in. Olbricht, Höppner, Beck i oczywiście Fromm, który po telefonie do Keitla odmówił wzięcia udziału w zamachu stanu. O 15.45 Stauffenberg i von Haeften przybyli na Bendlerstrasse. W Kętrzynie wszyscy byli już pewni tego, że to Stauffenberg dokonał zamachu – rozpoczęły się zatem poszukiwania i „odławianie” zamieszanych w spisek. Pięć minut po przybyciu Stauffenberga Fromm został aresztowany i uwięziony. O 15.20 postawiono w stan pogotowia batalion „Grossdeutschland” a jego dowódca major Remer udał się do komendanta Berlina gen. por. von Hase. Gen. Stieff nie wspomógł spiskowców. Ba, zdecydował się zdradzić ich i o 16.30 poinformował szefa naczelnego dowództwa Wehrmachtu o tym, co usłyszał od kwatermistrza Wagnera, który z kolei wcześniej rozmawiał przez telefon ze Stauffenbergiem i Beckiem. Witzleben przybył do głównego kwatermistrza do Zossen, skąd udał się do Berlina.

Przy Bendlerstrasse wciąż trwało niesamowite zamieszanie. Stauffenberg wykonał masę telefonów i wydawał kolejne rozkazy odnośnie do uruchomienia operacji „Walkiria”. Tymczasem o 18.28 Radio Rzeszy podało komunikat o nieudanym zamachu na Führera. Komunikat ten jeszcze kilkakrotnie powtarzano. Claus von Stauffenberg nie uwierzył tym zapewnieniom i nadal prowadził akcję. Krótko po 19.00 do spiskowców dołączył Witzleben, który zdecydował się nie przejmować władzy nad Wehrmachtem. 10 minut później major Remer rozmawiał z… Hitlerem, który nakazał mu stłumienie buntu. O 20.00 Witzleben wyjechał z powrotem do Zossen. W tym samym czasie Stauffenberg dementował plotki o rzekomym cudownym ocaleniu Hitlera i zagrzewał swoich rozmówców do działania. Remer zamiast wspierać spiskowców stał się teraz ich największym wrogiem, starając się ocalić skórę przed spodziewanymi aresztowaniami. O 20.50 von Hase zgłosił się do Josefa Geobbelsa, gdzie został aresztowany przez funkcjonariuszy SD. W Kętrzynie pracował też Martin Bormann, który rozsyłał kolejne rozkazy do poszczególnych dowódców, jednostek i gauleiterów, w których zaprzeczał jakoby Hitler został zabity, a władzę przejął Wehrmacht.

Przy Bendlerstrasse rozgrywał się jeden z końcowych aktów dramatu grupy Stauffenberga. Wierni Hitlerowi oficerowie postanowili obezwładnić spiskowców. Około 23.00 Stauffenberg i reszta jego grupy zostali aresztowani. Zamachowiec został ranny w czasie walk. Wraz z Beckiem, Olbrichtem, Mertzem i Haeftenem zostali uwięzieni. W innym pomieszczeniu umieszczono Fritza-Dietlofa von der Schulenburga, Petera Yorcka von Wartenburga, Bertholda Stauffenberga, hr. Schwerina i Eugena Gerstenmaiera – wszyscy mieli być zamieszani w spisek. Po 23.15 Fromm wkracza na scenę. Wiedział, iż zeznania tych, którzy właśnie zostali pojmani przyczynią się do jego oskarżenia, dlatego postanowił zlikwidować potencjalne zagrożenie.

Friedrich Fromm, który postanowił w jedyny możliwy sposób oczyścić się z zarzutów, zorganizował szybki sąd i skazał wszystkich oskarżonych na śmierć. Beckowi umożliwił honorowe samobójstwo, jednak ten, podobnie jak Stülpnagel, nie trafił i brocząc krwią został zaprowadzony przed pluton egzekucyjny wraz z Stauffenbergiem, Mertzem, Olbrichtem i von Haeftenem. Fromm pozwolił skazanym napisać ostatnie słowa do rodzin. Wyrok śmierci Fromm nakazał wykonać żołnierzom z batalionu „Grossdeutschland”, którzy przybyli na Bendlerstrasse. Beck został dobity przez jednego z żołnierzy. Pięć minut po północy skazańcy zostali wyprowadzeni na podwórze, gdzie o 0.15 wszyscy zostali rozstrzelani. Według naocznych świadków przed śmiercią Claus von Stauffenberg wykrzyknął: „Niech żyją Niemcy”.

Krótko po północy przemówienie do narodu niemieckiego skierował Adolf Hitler. Powiedział w nim m.in.: „Niewielka klika ambitnych, pozbawionych sumienia i zarazem zbrodniczych i głupich oficerów, uknuła spisek, żeby mnie usunąć, a wraz ze mną cały sztab niemieckiego dowództwa wojskowego. Bomba podłożona przez pułkownika hrabiego Stauffenberga wybuchła w odległości dwóch metrów z mojej prawej strony. Spowodowała ciężkie obrażenia u wielu moich drogich współpracowników, jeden z nich zmarł. Ja sam pozostałem nietknięty, nie licząc paru zadrapań skóry, potłuczeń czy poparzeń […]”.

Echo wybuchu z 20 lipca 1944 słyszalne było wkrótce w całej Rzeszy. Sprawa, co oczywiste, została nagłośniona przez propagandę, a hitlerowcy szybko zaczęli eliminowanie kolejnych spiskowców, którzy jeszcze nie zdążyli odebrać sobie życia lub, jak to było w wypadku zakładników Fromma, nie zostali rozstrzelani. Specjalnie stworzony Trybunał Ludowy miał sądzić m.in. Witzlebena. Prezydentem trybunału został Roland Freisler, a rozprawa odbyła się 7 sierpnia 1944 roku. Wyrok mógł być tylko jeden. Trybunał Ludowy bezlitośnie karał podejrzanych o zdradę, w tym wypadku o zdradę szczególnej kategorii – spisek mający na celu pozbawienie życia Hitlera. 8 sierpnia Witzleben siedmiu innych spiskowców (wśród nich: Erich Hoeppner, Helmuth Stieff, Albrecht von Hagen, Paul von Hase, Robert Bernardis, Friedrich-Karl Klausing i hr. Peter York von Wartenburg) zostali straceni przez powieszenie.

Nadgorliwość Fromma w wypełnianiu obowiązków okazała się dla niego zgubną. Hitler słusznie zinterpretował zachowanie dowódcy wojsk rezerwowych i nakazał jego aresztowanie. Długie śledztwo przeciągnęło się do 19 marca 1945 roku, kiedy to Fromma ostatecznie stracono. Kluge również nie uszedł z życiem – zdecydował się na samobójstwo, zażywając truciznę 19 sierpnia 1944 roku. Warto też wspomnieć o Rommlu, który, mimo iż podczas zamachu stanu leżał w szpitalu, również został wmieszany w spisek. Doprowadziło go to do śmierci samobójczej 14 października 1944 roku.

Dr Carl Goerdeler od dnia zamachu ukrywał się i do 12 sierpnia pozostawał na wolności. Za informacje na temat miejsca pobytu Goerdelera wyznaczono nagrodę w wysokości miliona marek. Nic więc dziwnego, że zbieg został pochwycony. Informacje przekazała pracownica służby pomocniczej Luftwaffe, a Goerdelera pochwycono w jednej z karczm w wiosce Konradswalde. Helena Schwärzel wkrótce otrzymała obiecaną nagrodę. Po uwięzieniu przez gestapo Goerdeler wcale nie ukrywał swojej działalności spiskowej. Co więcej, szafował kolejnymi nazwiskami, ujawniając przesłuchującym najdrobniejsze szczegóły akcji. Znacznie ułatwił zadanie gestapowcom, którzy potrzebowali konkretnych informacji, aby ostatecznie rozprawić się z opozycją. Goerdeler wydał wielu swoich towarzyszy, a sam został skazany na śmierć. Wyrok wykonano 2 lutego 1945 roku. Ostatnie słowa Goerdelera zapisane na ścianie jego celi brzmiały: „Zwracam się do świata z prośbą, by przyjął nasze męczeństwo jako pokutę za lud niemiecki”. 23 stycznia 1945 roku zginął hr. Helmuth James von Moltke, jeden z członków grupy „Kreisau”, opozycji działającej w Krzyżowej. Hrabia Trott zu Solz również przypłacił życiem udział w spisku – 26 sierpnia 1944 roku wykonano na nim wyrok śmierci.

Fala represji, jaka ogarnęła Niemcy po lipcowym zamachu, trwała do ostatnich dni III Rzeszy. Choć sam Freisler zginął podczas jednego z bombardowań Berlina, nie trudno było o kontynuatorów prześladowań. Hitlerowi udało się dożyć niemal do końca wojny. Zginął samobójczą śmiercią, gdy Armia Czerwona wkroczyła do Berlina. 

Zdjęcie tytułowe: Adolf Hitler podczas defilady w 1937 roku (NAC).