Porwanie przywódców polskiego podziemia – proces szesnastu

Sala rozpraw w czasie procesu szesnastu. Zdjęcie za: Wikipedia, domena publiczna. 

Porwanie przywódców Polskiego Podziemia, a następnie skazanie znacznej części z nich na wieloletnie kary więzienia było jednym z najważniejszych przykładów sowieckiego bezprawia. Przed marionetkowym trybunałem postawiono najbardziej zasłużonych działaczy ruchu oporu, którym postawiono absurdalne zarzuty. Brak reakcji świata zachodniego na pogwałcenie jakichkolwiek reguł kierujących stosunkami sojuszniczych państw był wyraźnym sygnałem, iż Polska została oddana do radzieckiej strefy wpływów, a Amerykanie i Brytyjczycy nie przyjdą jej z pomocą.

Trudności w relacjach polsko-radzieckich

Gdy w 1941 roku Polski Rząd Emigracyjny i rząd Związku Sowieckiego, ówczesnego sojusznika państw alianckich, nawiązywały stosunki dyplomatyczne, wielu było takich, którzy krytykowali drogę obraną przez premiera Władysława Sikorskiego. Ich zdaniem przymierze z dotychczasowym wrogiem, który we wrześniu 1939 roku zaatakował Polskę, współdziałając z hitlerowskimi Niemcami, nie było słusznym krokiem. Co więcej, już wtedy po części utrudniało przyszłą pracę polskim dyplomatom, wobec braku zapewnienia o uznaniu przez ZSRR granicy z 1939 roku po zakończeniu II wojny światowej. W sporze z Sowietami, których potęga wzrastała wraz z rozwojem działań na froncie wschodnim, Rząd Emigracyjny może liczyć tylko na siebie. Józef Stalin, dyktator Związku Sowieckiego, znalazł się w niezwykle korzystnej sytuacji, gdy na jego działania w Europie Wschodniej sprzymierzeni faktycznie nie mieli wpływu (lub mieli go w niewielkim stopniu), a wszelkie posunięcia Sowietów były przez aliantów ostatecznie akceptowane, nawet gdy godziły w suwerenność innych narodów sojuszniczych. Regułą w tym względzie było wtrącanie się dyplomacji radzieckiej do polityki wewnętrznej krajów, które Armia Czerwona wyzwalała spod okupacji niemieckiej.

Polskie Podziemie działało od pierwszych dni niemieckiej okupacji. Stąd też dowództwo, szczególnie Armii Krajowej, która skupiała na sobie ciężar walki z okupantem, przygotowane było na ewentualność prowadzenia dalszej działalności podziemnej, gdyby było to konieczne wobec ponownej okupacji, po „wyzwoleniu” przez Sowietów. Już w 1943 roku ówczesny komendant główny AK Tadeusz „Bór” Komorowski przewidywał, iż po wkroczeniu na ziemie polskie Armii Czerwonej niezbędna będzie dalsza konspiracja i tylko częściowe ujawnienie struktur Armii Krajowej. Liczono się z możliwością rozwiązania organizacji, a następca „Bora” Leopold Okulicki ps. „Niedźwiadek” posiadał wytyczne dotyczące postępowania względem wkraczających Sowietów. Rząd Emigracyjny, a w szczególności Wódz Naczelny gen. Kazimierz Sosnkowski (we wrześniu 1944 roku zmuszony do dymisji przez nieprzychylnych mu Brytyjczyków) dostrzegali zagrożenie. Szczególną rolę w prowadzeniu polityki władz londyńskich pełniła krajowa Rada Jedności Narodowej złożona z szesnastu działaczy reprezentujących różne stronnictwa polityczne. Była ona organem opiniotwórczym nieformalnego rządu państwa polskiego na okupowanych terytoriach (Delegatury Rządu na Kraj) a funkcję przewodniczącego Delegatury sprawował Jan Stanisław Jankowski. Obradom RJN przewodniczył z kolei Kazimierz Pużak ps. „Bazyli”. Organy te pełniły funkcję wykonawczą obozu londyńskiego, będąc jednak zalążkiem pod przyszłe niezawisłe władze polskie w wyzwolonym kraju.

W związku z wkroczeniem Sowietów na ziemie polskie rozpoczęto program zapobiegania drugiej okupacji. Od wiosny 1944 roku na ziemiach wschodnich prowadzona była akcja „Burza”, której założeniem było wyzwolenie ziem polskich własnymi siłami, a przez to powitanie Sowietów charakterze gospodarzy. To, w ocenie władz Polskiego Podziemia, miało im zapewnić niezbędną legitymizacją do dalszego sprawowania władzy. Podziemne organizacje szykowały się także do częściowego ujawnienia swoich struktur. W konspiracji tworzono jednocześnie podwaliny pod nową organizację niepodległościową o kryptonimie „Nie”. Do jej kierowania przeznaczony był gen. Emil Fieldorf ps. „Nil”. Jej głównym zadaniem byłaby działalność antysowiecka w przypadku naruszenia suwerenności narodu polskiego. Za przejaw takich można było uznać stworzenie marionetkowego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego i Krajowej Rady Narodowej, które funkcjonowały z nadania Kremla i uzurpowały sobie prawo do reprezentowania Polski na arenie międzynarodowej. Co więcej, z początkiem 1945 roku KRN została przemianowana na Tymczasowy Rząd – opanowany przez komunistów i oficjalnie uznany przez ZSRR już 4 stycznia 1945 roku. Obóz londyński słusznie nazywał działania komunistów „samozwańczymi”, jednakże siła jego głosu wewnątrz koalicji alianckiej malała. Polacy stanęli teraz przed poważnym problemem – jakie środki podjąć przeciwko rosnącej dominacji Związku Sowieckiego? Czy w tej sytuacji w ogóle możliwe było wyjście kompromisowe?

Stanisław Jasiukowicz przemawia podczas procesu szesnastu (Wikimedia/IWM, domena publiczna).

Działania antysowieckie w obronie suwerenności czy negocjacje?

Od początku 1945 roku na najwyższych szczeblach Armii Krajowej i powiązanych z nią organizacji trwały gorączkowe przygotowania do prowadzenia rozmów z Sowietami lub działań przeciwko nim w wypadku nadużyć władzy komunistów. Okulicki meldował w styczniu do Londynu, iż potrzebuje pieniędzy na dalszy rozwój organizacji „Nie”. Przewidywał wsparcie na okres dwóch lat, co jasno wskazuje, iż „Nie” miało przejąć spuściznę po Armii Krajowej, którą komendant ostatecznie rozwiązał 19 stycznia 1945 roku. Nie rezygnował jednak z konspiracyjnej działalności, która w przyszłości miała być wymierzona w Sowietów. Działalność „Nie” od początku prześladował pech – 7 marca 1945 roku Fieldorf został aresztowany przez radzieckie NKWD i nierozpoznany wywieziony do ZSRR (de facto w 1950 roku aresztowano go ponownie – został bowiem zwolniony – a następnie wytoczono mu proces, w którym został skazany na śmierć – wyrok wykonano 24 lutego 1953 roku).

20 stycznia 1945 roku, wobec radzieckiej polityki faktów dokonanych, Rada Jedności Narodowej, dowódcy Armii Krajowej i Delegatura otrzymały z Londynu upoważnienie do podjęcia rozmów z Krajową Radą Narodową i Rządem Tymczasowym w przypadku pojawienia się odpowiednich propozycji ze strony Sowietów. Pozycja Rządu Emgiracyjnego wydawała się być mocno zachwiana. Tracił on międzynarodowe poparcie, a Brytyjczycy próbowali urobić byłego premiera Stanisława Mikołajczyka, który wydawał się być politykiem skłonnym do ugody z Sowietami, szczególnie w kwestii powojennych granic Polski. Postanowienia konferencji jałtańskiej były bowiem jednoznaczne, a przy tym niekorzystne dla Polski – po raz kolejny potwierdzono, iż wschodnią granicę Polski stanowić będzie linia Curzona, zmodyfikowana jedynie nieznacznie na korzyść Polaków. To oznaczało utratę znacznych terytoriów na wschodzie. 

Członkowie Krajowej Rady Ministrów i Rady Jedności Narodowej zdawali sobie sprawę, iż nie mają praktycznych szans konkurowania z Sowietami na płaszczyźnie militarnej. Armia Czerwona dysponowała ogromną siłą i wiosną 1945 roku opanowała już większość przedwojennego terytorium II RP. Należało zatem zasiąść do rozmów. Stąd też 3 marca depeszowano do Londynu, iż w wypadku porozumienia się Rządu Tymczasowego z działaczami Polski Podziemnej ujawnione zostaną struktury KRM i RJN. W czasie, gdy Jankowski meldował premierowi Arciszewskiemu o planowanych posunięciach, NKWD doskonale orientowało się w poczynaniach KRM i RJN. Aparatem śledczym kierował generał Iwan Sierow, prowadząc skuteczną infiltrację szeregów podziemia i doprowadzając chociażby do zatrzymania rodziny Adama Bienia, jednego z pracowników Delegatury Rządu na Kraj. Jankowski prosił także o mediacje aliantów zachodnich, którzy mieliby interweniować w sprawie zatrzymań u Sowietów i doprowadzić do złagodzenia radzieckiego kursu przeciwko działaczom niepodległościowym. Kilka dni później strona brytyjska została poinformowana o personaliach osób obsadzających najwyższe stanowiska cywilne w okupowanej Polsce. W niedługi czas po tym, za zgodą Rządu RP na Uchodźstwie, lista powędrowała do Moskwy, gdzie zaznajomili się z nią Sowieci. Anglicy nerwowo reagowali na zaistniałą sytuację, nadal naciskając na Rząd RP na Emigracji, aby ten zaakceptował sowiecką koncepcję linii granicznej. Problem stanowiła także obsada kluczowych stanowisk. Mimo burzliwych debat specjalna komisja brytyjska, która miała zaproponować kompromisowy skład powojennego Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, nie osiągnęła konsensusu. Alianci zdawali sobie sprawę, że w skład gabinetu wejść muszą przedstawiciele opcji innych niż lubelska (komunistyczna), ze Stanisławem Mikołajczykiem na czele. Nie byli jednak w stanie nakłonić Sowietów do zaakceptowania szerszej reprezentacji ośrodka emigracyjnego. Co więcej, nie mogli także zagwarantować bezpieczeństwa pozostającym w kraju działaczom, którzy teraz byli zagrożeni aresztowaniami przeprowadzanymi przez Sowietów wśród podziemnej opozycji politycznej.

W drugiej połowie lutego obradowała Komisja Główna RJN reprezentowana przez 5 przedstawicieli przysłanych przez Stronnictwo Narodowe, Stronnictwo Pracy, Polską Partię Socjalistyczną i Zjednoczenie Demokratyczne. Do dyskusji przyłączył się Delegat Rządu oraz gen. Okulicki. Podjęte uchwały zasługują na szczególną uwagę. RJN oznajmił, iż konferencja jałtańska była wysoce krzywdząca dla Polski, jednakże uznał jej postanowienia. Nierozstrzygnięty został spór o wschodnią granicę, co RJN uzależniał od powojennych relacji na linii Warszawa-Moskwa. Ogólnikowa deklaracja polityczna nie była jednak wymierzona w Związek Sowiecki, co skłania do refleksji, iż działacze podziemia gotowi byli na porozumienie, dostrzegając beznadziejność położenia Polaków i siłę przeciwnika. Mniej więcej w tym samym czasie Okulicki dostał propozycję spotkania z przedstawicielami najwyższego szczebla radzieckich sił wojskowych. Wówczas próbę porozumienia odrzucono, obawiając się komplikacji politycznych i możliwego dostania się do niewoli sowieckiej. Członkowie RJN naiwnie sądzili, iż udanie się całością Rady na rozmowy z Sowietami będzie lepszym rozwiązaniem, ukazując legalną reprezentację narodu polskiego i zwiększając szanse członków RJN na przyszłe stanowiska w administracji państwowej (w rozmowach i deklaracji z lutego poświęcono temu tematowi sporo miejsca). Na początku marca ze strony sowieckiej nadeszły kolejne zaproszenia na rozmowy. Sygnowane były podpisem pułkownika Pimieniowa.

Zawikłana jest droga wspomnianej wiadomości. Historycy nie są pewni, jak naprawdę listy dotarły w ręce adresatów. Przypuszcza się, iż kurierem mógł być żołnierz Armii Krajowej oddelegowany przez dowództwo do pracy w Polskiej Armii Ludowej. Pimienow zapraszał Okulickiego i Jankowskiego do spotkania z gen. Iwanowem, przedstawicielem 1. Frontu Białoruskiego dowodzonego przez marsz. Żukowa. W połowie marca Stronnictwo Ludowe i Polska Partia Socjalistyczna powzięły decyzje o rozpoczęciu normalnej działalności i ujawnieniu się względem społeczeństwa, a co za tym idzie także przed Sowietami. Tymczasem Jankowski postanowił, że weźmie udział w rozmowach z gen. Iwanowem, nie wiedząc jeszcze, iż pod tym pseudonimem kryje się inny gen. Iwan Sierow, który planował zasadzkę.

Rozmowy i podstępne aresztowanie

Wreszcie około 11 marca Jankowski zadecydował, że weźmie udział w rozmowach. Członkowie RJN, informowani na bieżąco o sytuacji politycznej, także wyrazili przekonanie, iż spotkanie z Sowietami ma sens i uzasadnienie strategiczne. Łudzono się, iż będzie to wstęp do szerszych rozmów dotyczących dokooptowania przedstawicieli RJN do TRJN, co w demokratycznym kraju byłoby naturalnym krokiem przy formowaniu rządu złożonego z szerokiego przedstawicielstwa różnych opcji politycznych. Tyle że ZSRR krajem demokratycznym nie był.

17 marca doszło do spotkania Jankowskiego i Pimienowa, który dalsze rozmowy uzależniał od dyskusji wstępnej. Przede wszystkim poruszono kwestię dywersji Armii Krajowej na tyłach Armii Czerwonej, co stronie polskiej zarzucali Sowieci. Jankowski zaprzeczył, jakoby pracę sowieckich żołnierzy destabilizował zorganizowany ruch oporu kierowany przez podziemne władze. Dodatkowo poruszono kwestię wyjścia z podziemia ugrupowań politycznych. W kolejnych dniach Pimienow odbył jeszcze kilka rozmów z przedstawicielami liczących się partii politycznych, między innymi ludowcami, Stronnictwem Pracy i Stronnictwem Narodowym. Wysłannicy Stronnictwa Ludowego, Stanisław Mierzwa, Kazimierz Bagiński i Adam Bień, zrelacjonowali przebieg rozmów, które odbyły się w Pruszkowie. Stąd wiemy, iż Pimienow nie ukrywał, że za obradami polsko-sowieckimi nie stoją najwyższe władze ZSRR, a jedynie przedstawiciele wojskowi. Polskim działaczom przekazano instrukcje do wypełniania formularzy, które zdradzały ich okupacyjny dorobek, sposób ujawnienia i powiązania z Armią Krajową. Dodatkowo zachęcano poszczególne stronnictwa do oddelegowania na rozmowy po 2-3 przedstawicieli. Strona sowiecka zobowiązała się dostarczyć samolot, którym członkowie Polskiego Podziemia mieliby się udać do Londynu na konsultacje z Rządem RP na Emigracji. Ustalono, iż do kolejnego dużego spotkania, tym razem w obecności gen. Iwanowa, dojdzie 28 marca. Nazajutrz Sowieci mieli podstawić odpowiednią maszynę. Członkowie RJN i Okulicki słali depesze do Londynu, informując o przebiegu wstępnych rozmów oraz zapewniając o dobrych intencjach Sowietów. Londyn aprobował podjęcie dialogu, choć wciąż istniało podejrzenie. iż Polacy mogą stać się ofiarami podstępu NKWD.

27 marca, zgodnie z planem, w pruszkowskiej rezydencji zajmowanej przez NKWD od rana trwał wzmożony ruch. Kolejne delegacje spotykały z Pimienowem. Rozmowy przebiegały w niezwykle miłej atmosferze. Wkrótce Polaków (Pużak, Jankowski, Okulicki) przewieziono do Warszawy, gdzie rozmawiali z człowiekiem podającym się za Iwanowa. Tutaj delegację Polskiego Podziemia czekał srogi zawód – zamiast obiecanej podróży do Londynu Sowieci stwierdzili, iż lot odbędzie się najpierw do Moskwy, a dopiero potem na zachód. Delegację zapakowano w samolot i po prostu wywieziono do Moskwy, gdzie w godzinach popołudniowych nastąpił transport do osławionego więzienia na Łubiance. Nazajutrz do podróży szykowali się nieświadomi dramatu pierwszej grupy przedstawiciele polskich stronnictw. Także oni myśleli, że w niedługim czasie dotrą do Polskiego Rządu na Emigracji. 12 delegatów na rozmowy z legalnymi władzami RP około południa 28 marca dotarło do rezydencji w Pruszkowie. Tam zostali oficjalnie powitani przez szereg sowieckich oficerów. Odlot nastąpił bez przeszkód, tyle że Polaków nie poinformowano o celu podróży. Dopiero na gorączkowe pytania delegacji, która zorientowała się, iż obrany kierunek bynajmniej nie jest kierunkiem zachodnim, Sowieci udzielili wyjaśnień. 30 marca wieczorem dwunastka przedstawicieli Polskiego Podziemia trafiła do więzienia na Łubiance.

Leopold Okulicki broniący Polski w pokazowym procesie przeciwko 16 przywódcom Polskiego Państwa Podziemnego, Moskwa 21 czerwca 1945 (Wikimedia/IWM, domena publiczna).

 Aresztowani

Wśród szesnastu podstępnie pojmanych działaczy Polskiego Podziemia znalazło się wiele postaci, które jeszcze przed wybuchem II wojny światowej odgrywały kluczową rolę na polskiej scenie politycznej. Warto zatem przybliżyć sylwetki każdego z tych, którzy znaleźli się w feralnej szesnastce.

Leopold Okulicki – pełnił funkcję ostatniego komendanta Armii Krajowej i to z jego rozkazu organizacja ta została rozwiązana w styczniu 1945 roku. Objął także stanowisko komendanta Sił Zbrojnych na Kraj. W styczniu 1941 roku został aresztowany przez NKWD, jednakże po podpisaniu układu Sikorski-Majski został objęty amnestią. Krótko służył w Armii Polskiej na terenie ZSRR, następnie działał w Polskim Podziemiu.

Jan Stanisław Jankowski – przedwojenny poseł z ramienia Narodowej Partii Robotniczej, następnie działacz Stronnictwa Pracy. Pełnił stanowiska ministerialne. W okresie trwania II wojny światowej otrzymał funkcję wicepremiera, a w 1943 roku został Delegatem Rządu na Kraj.

Adam Bień – przedwojenny działacz polityczny związany z ruchem Młodzieży Wiejskiej „Wici”. Podczas okupacji pracował w podziemnej organizacji Stronnictwa Ludowego. W 1943 roku został zastępcą Delegata Rządu na Kraj i koordynował pracę kilku departamentów podległych delegaturze.

Stanisław Jasiukowicz – przedwojenny działacz Narodowej Demokracji (endecji), członek Ligi Narodowej. Poseł do Sejmu RP, pracował w Związku Ludowo-Narodowym. Podczas okupacji, od 1943 roku, sprawował funkcję zastępcy Delegata Rządu na Kraj. W 1944 roku został jednym z członków Krajowej Rady Ministrów.

Kazimierz Pużak – jeden z najwybitniejszych działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej. Wielokrotnie obierany posłem, jeden z współzałożycieli Centralnego Kierownictwa Ruchu Mas Pracujących Miast i Wsi – Wolność Równość Niepodległość. Od 1944 roku kierował pracami Rady Jedności Narodowej. 

Kazimierz Bagiński – przed wojną zaangażowany w działalność ruchu ludowego. Był członkiem Polskiego Stronnictwa Ludowego „Wyzwolenie”. Podczas wojny otrzymał funkcję zastępcy prezesa Rady Jedności Narodowej.

Aleksander Zwierzyński – przed wojną w Stronnictwie Narodowym. Obierany posłem z ramienia Związku Ludowo-Narodowego, pełnił nawet funkcję wicemarszałka Sejmu. W 1941 roku rozpoczął pracę dla Delegatury Rządu na Kraj, kontynuując działalność w szeregach Stronnictwa Narodowego. W 1944 roku został wiceprezesem Rady Jedności Narodowej.

Eugeniusz Czarnowski – działacz niepodległościowy, prezes Zjednoczenia Demokratycznego, któremu w 1944 roku przysługiwało jedno miejsce w Radzie Jedności Narodowej. Miejsce to zajął właśnie Czarnowski. Wszedł także w skład Komisji Głównej RJN.

Stanisław Mierzwa – przed wojną związany był z ruchem ludowym i działał w szeregach Polskiego Stronnictwa Ludowego. Podczas okupacji w konspiracji partyjnej, wszedł w skład Rady Jedności Narodowej.

Józef Chaciński – przedwojenny działacz Stronnictwa Pracy, poseł na Sejm. Lata 1940-42 spędził w Auschwitz, po wydostaniu się na wolność rozpoczął pracę w Polskim Podziemiu. Członek Rady Jedności Narodowej.

Zbigniew Stypułkowski – przed wybuchem II wojny światowej był związany z szeregami endecji i z ramienia Stronnictwa Narodowego wszedł w skład Sejmu II RP. Brał udział w kampanii wrześniowej, trafił do niewoli sowieckiej, skąd przekazano go Niemcom. W 1940 roku zwolniony i zaangażowany w działalność konspiracyjną pod fałszywym nazwiskiem. Jeden ze współorganizatorów Narodowych Sił Zbrojnych.

Feliks Urbański – przedwojenny polityk związany z Obozem Zjednoczenia Narodowego. Był posłem na Sejm II RP z ramienia ugrupowań sanacyjnych. Następnie związał się ze Stronnictwem Pracy. Z ramienia tej partii zasiadł w Radzie Jedności Narodowej.

Stanisław Michałowski – walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Działał aktywnie we władzach miasta Grudziądza. Był także posłem na Sejm II RP w latach 1935-38. W czasie wojny po przedostaniu do Warszawy zaangażował się w działalność Polski Podziemnej. Był wiceprzewodniczącym Zjednoczenia Demokratycznego i z ramienia tej partii wszedł do Rady Jedności Narodowej.

Kazimierz Kobylański – przed wojną był związany z siłami endeckimi. W 1941 roku został pochwycony przez NKWD. Układ Sikorski-Majski uratował go przed niechybną śmiercią i umożliwił wyjście na wolność dzięki tzw. amnestii względem polskich jeńców. Działał w Radzie Jedności Narodowej z ramienia Stronnictwa Narodowego.

Antoni Pajdak – walczył podczas wojny polsko-bolszewickiej. Wybitny działacz związany z Polską Partią Socjalistyczną. Podczas okupacji pracował w konspiracji i wszedł w skład Delegatury Rządu na Kraj, obejmując funkcję zastępcy delegata.

Józef Stemler – w okresie międzywojennym angażował się w działalność oświatową, realizując program walki z analfabetyzmem wśród Polaków. Pracował w Obozie Wielkiej Polski. Podczas okupacji pracował na rzecz Polskiego Podziemia, obejmując chociażby funkcję wiceministra Departamentu Informacji Delegatury Rządu na Kraj.

Komuniści mierzyli przede wszystkim w działaczy Rady Jedności Narodowej, którzy stanowili legalną przeciwwagę dla powołanej na początku 1944 roku Krajowej Rady Narodowej, uzurpującej sobie prawo do reprezentowania narodu polskiego. Likwidacja opozycji była pierwszym krokiem na drodze do dyktatury komunistycznej w wyzwalanej i odradzającej się po wojnie Polsce.

Reakcje na aresztowanie przywódców Polskiego Podziemia

Rząd Emigracyjny został powiadomiony o zniknięciu działaczy Polskiego Podziemia przez pozostałych na wolności współpracowników porwanych, którzy nadal dysponowali zabronionymi przez Sowietów radiostacjami. W związku z tym, iż ślad po szesnastce zaginął, Rząd RP na Uchodźstwie zdecydował się na interwencję dyplomatyczną za pośrednictwem aliantów zachodnich, którzy w Jałcie gwarantowali wolności obywatelskie i nieskrępowane wybory powojennych władz. Złamanie tego punktu poprzez porwanie członków przedstawicielstwa Rządu na Emigracji stawiało postępowanie Sowietów w sprzeczności z podpisanymi kilka tygodni wcześniej ustaleniami.

Jeszcze 1 kwietnia 1945 roku do londyńskiego MSW dotarła depesza Stefana Korbońskiego, który informował o rozmowach i podejrzeniach pozostałych działaczy odnośnie do losu zaproszonych przez Iwanowa. W krótkiej wypowiedzi Korboński uchwycił meritum sprawy – „podejrzewamy podstępne aresztowanie […]”. Tego samego dnia Polacy zwrócili się z prośbą do sojuszniczych rządów Wielkiej Brytanii i USA o wyjaśnienie sytuacji z Sowietami. Prawdopodobnie jeszcze tej samej nocy depesza informująca o zniknięciu Polaków trafiła do rąk Anthony’ego Edena, ówczesnego ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii. Prośba o zainteresowanie sprawą szybko została wysłana do ambasadora brytyjskiego w Moskwie Clarka-Kerra, który już 4 kwietnia zwrócił się z pytaniem do rządu sowieckiego. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Edward Raczyński, ambasador RP w Londynie, prowadził rozmowy z Brytyjczykami, który zapewniał stronę polską, iż nie ma powodów do niepokoju. Podobne stanowisko zajmowali Amerykanie, informowani przez ambasadora Jana Ciechanowskiego.

W związku z brakiem oficjalnych odpowiedzi strony sowieckiej Rząd RP na Emgiracji postanowił upublicznić dane dotyczące prawdopodobnego porwania. Polacy wciąż oczekiwali radykalnych posunięć ze strony sojuszników, którzy jednak nie kwapili się do pomocy stronie polskiej. Co więcej, wydawali się ufać propagandzie sowieckiej zarzekającej się, iż żadnych rozmów nie było, a kilku spośród widniejących na liście zaginionych jest oskarżanych o popełnienie przestępstw przeciwko Armii Czerwonej. Jeszcze kilkukrotnie w kwietniu 1945 roku Clakr-Kerr komunikował się z Wiaczesławem Mołotowem, nadal nie otrzymując wyjaśnień.

Tymczasem do Moskwy przybyła delegacja działaczy PPR-u, którzy mieli prowadzić rozmowy odnośnie do przyszłości państwa polskiego. Do konferujących wkrótce dokooptowano Mikołajczyka. Władysław Gomułka prawdopodobnie rozmawiał ze Stalinem na temat więzionych na Łubiance, uzyskując, według własnego mniemania, złagodzenie kar. Małe jest prawdopodobieństwo wpływu słów Gomułki na wysokość wyroków, warto jednak zwrócić uwagę, iż przyszły przywódca PZPR zwracał się z prośbą o umożliwienie osądzenia szesnastu w Polsce. Nie uzyskał jednak aprobaty Stalina. Pod koniec kwietnia Rząd RP na Emigracji ponownie rozpoczął starania o wsparcie amerykańskie i brytyjskie w próbach wyjaśnienia losów działaczy Polskiego Podziemia. Na początku maja pytania dotyczące sprawy zaczęli zadawać członkowie Izby Gmin. Kwestię tę poruszano jeszcze czterokrotnie – za każdym razem bez większych rezultatów. Wreszcie, 3 maja, Mołotow poinformował Edena i Stettinusa o aresztowaniu grupy polskich działaczy, wśród których znajdował się także gen. Okulicki. Pomimo protestów anglosaskich dyplomatów Mołotow pozostał niewzruszony. Przedstawił zarzuty – działalność dywersyjna na tyłach Armii Czerownej, organizowanie antysowieckiego podziemia oraz nielegalne posiadanie radiostacji. Dwa dni później Churchill został poinformowany listownie przez Stalina. Rząd RP postanowił wystosować pismo do formującej się Organizacji Narodów Zjednoczonych. Protesty i tym razem nie przyniosły efektu. Postanowienia jałtańskie zostały złamane w rażący sposób, a Amerykanie i Brytyjczycy, do tej pory gwaranci ładu w Polsce, nie mogli nic zrobić przeciwko agresji Związku Sowieckiego. 

Wspominaliśmy już, co kierowało Sowietami, gdy planowali zasadzkę na przywódców Polskiego Podziemia. Ich działania w pierwszej kolejności miały godzić w elitę dyplomatyczną, której działalność podziemna przyniosła zasłużoną sławę i która po zakończeniu działań wojennych stać się miała głównym przeciwnikiem komunistów w drodze do objęcia władzy w odbudowywanym kraju. Planowane konsultacje z działaczami prolondyńskimi, w tym Stanisławem Mikołajczykiem, odbyć się miały jeszcze wiosną w Moskwie. Sowieci, aresztując szesnastkę, wykluczali ich z udziału w spotkaniu, pokazując jednocześnie krajom anglosaskim, iż Polska to strefa wpływów radzieckich i wewnętrzna kwestia Związku Sowieckiego.

Polaków umieszczono w więzieniu na moskiewskiej Łubiance. Budynek zyskał sobie złą sławę jeszcze w latach trzydziestych, gdy kierowano tu więźniów politycznych, szczególnie w latach „wielkiej czystki”. Teraz trafili tu przedstawiciele Polskiego Podziemia. Więzienie na Łubiance znacznie różniło się od typowych sowieckich miejsc odosobnienia, przede wszystkim ze względu na jego przeznaczenie dla ważnych więźniów, co wiązało się ze zwiększonym standardem życia za kratami.

Relacje z Łubianki pozostawiło kilku polskich więźniów, którzy po wojnie zdecydowali się na spisanie wspomnień. Wśród niech był Kazimierz Bagiński, który szacował dzień więźnia na 16 godzin – od 6.00 do 22.00. W jego trakcie Sowieci podawali trzy posiłki, a o 14.00 zarządzano dwuipółgodzinną ciszę na drzemkę. Dodatkowo możliwa była krótka przerwa – 20-minutowy spacer, oczywiście w asyście strażnika. Dzień oczekujących na proces wypełniały długotrwałe i uciążliwe przesłuchania. Relacjonujący życie na Łubiance przywódcy Polskiego Podziemia doliczyli się ponad stu wezwań w ciągu kilkudziesięciu dni pobytu za więziennymi kratami. Przesłuchania prowadzili oficerowie śledczy, którzy stosowali rozmaite metody nękania przesłuchiwanych w celu ich fizycznego i psychicznego osłabienia. Najczęściej unikali fizycznych starć. Decydowali się na wymyślne tortury psychiczne więźniów, stosując chociażby taktykę polegającą na zmienności nastrojów śledczego względem przesłuchiwanego, co miało zdezorientować ofiarę. Prowadzono przyjacielskie pogawędki, aby za chwilę zmienić klimat przesłuchania o 180 stopni. Polakom doskwierał też głód, powodowany mizernymi posiłkami, co dodatkowo utrudniało składanie zeznań. A trwały one w niektórych wypadkach do połowy czerwca. Najczęściej pytano o działalność przeciwko Armii Czerwonej, choć początkowo temat organizacji „Nie” nie był poruszany. Dopiero z czasem zdominował on kolejne przesłuchania, stając się podstawą do wytoczenia oskarżenia przeciwko przywódcom Polskiego Podziemia. Szczególnie ciężkie zarzuty stawiano Okulickiemu, który był współorganizatorem „Nie”. Oficerowie śledczy często w dowolny sposób interpretowali wypowiedzi oskarżonych, nadając im fałszywe brzmienie. I tak, w toku przesłuchań, prokuratura radziecka uzyskała „niezbite” dowody rzekomej działalności wywrotowej przetrzymywanych szesnastu Polaków.

Kazimierz Pużak podczas procesu szesnastu (Wikipedia/IPN, domena publiczna).

Proces szesnastu – farsa wymiaru sądownictwa

Proces szesnastu rozpoczął się 18 czerwca 1945 roku. Odbywał się w moskiewskim Domu Związków i jako żywo mógł przypominać słynne czystki z lat trzydziestych. Wówczas to w tym budynku zapadały wyroki śmierci na przeciwników Stalina. Wrażenie to potęgował fakt zaangażowania do pracy Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR, któremu przewodniczył gen. Wasyli Ulrich. Obok niego w skład Kolegium weszli gen. Dmitrijew oraz płk Dietistow. Ponadto w rozprawie wziąć mieli udział A. Batner i płk L. Kudriawcew jako sekretarze, płk W. Sjudlin jako sędzia pomocniczy, oskarżyciele Nikołaj Afanasjew i Roman Rudenko (znany później z rozpraw przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze). Każdy oskarżony miał prawo do sowieckiego adwokata, z czego nie skorzystali Okulicki, Jankowski i Stypułkowski. Proces odbywał się w języku rosyjskim, a dla więźniów słabo władających tym językiem przygotowano tłumaczenia.

Rankiem 18 czerwca oskarżonych przewieziono na salę rozpraw. Zakazano im komunikowania się ze sobą i uniemożliwiono podejmowanie kontaktów z otoczeniem zewnętrznym. Proces obserwował pracownik ambasady brytyjskiej Bolsover, który raportował do Londynu i spisał sprawozdanie z procesu. Akt oskarżenia podzielony był na pięć rozdziałów. Mówiąc skrótowo – wszystkie dotyczyły działalności wywrotowej na tyłach Armii Czerwonej oraz wrogich aktów przeciwko żołnierzom sowieckim. Zarzuty określone były w artykule 58. Kodeksu Karnego Rosyjskiej SRR. Z reguły wyroki zasądzone z powodu przewinienia względem tegoż artykułu były bardzo wysokie, z karą śmierci włącznie. Tym razem radziecki wymiar sprawiedliwości okazał się łaskawszy, choć sytuacja sama w sobie była wysoce precedensowa – oto przywódcy państwa sądzeni byli na terenie innego kraju za przewinienia objęte kodeksem sądzących, popełnione na terenie sądzonych. Dodajmy, że przy bardzo wątpliwym materiale dowodowym. Strona radziecka tłumaczyła podstawy prawne umową z dnia 26 lipca 1944 roku, którą sygnowali członkowie PKWN, a w kilka miesięcy później ratyfikował Rząd Tymczasowy.

Afanasjew odczytał akt oskarżenia, stwierdzając, iż część oskarżonych w toku śledztwa przyznała się do winy. Gen. Ulrich zwrócił się więc z pytaniem o przyznanie się do winy do Polaków zasiadających na ławach. Większość oskarżonych potwierdziła prawdziwość oskarżeń, przyznając się częściowo. Stypułkowski zdecydowanie zaprzeczył, Jasiukowicz także nie przyznał się do winy.

W końcu przyszła kolej na zeznania. Jako pierwszy odpowiadał Jasiukowicz, następnie Bień. Prokuraturę interesowały przede wszystkim organizacja „Nie” i działalność przeciw Armii Czerwonej. Podsądni zeznali, iż nie wiedzieli o antyradzieckich wystąpieniach i dopiero w czasie przesłuchania mieli możliwość zapoznania się z podobnymi informacjami. Pytania oskarżyciela zeszły wkrótce na tory kolaboracji z Niemcami oraz oceny powstania warszawskiego. Dyskusja dopuszczała również uczestnictwo innych podsądnych. Delegat Jankowski przyznał się do winy w kwestii działania przeciwko władzy radzieckiej, tłumacząc się przed oskarżycielem, iż polski aparat rozróżniał działalność Armii Czerwonej od instalowanych struktur administracyjnych ZSRR. Potwierdził, iż nie wiedział nic o walkach z armią sowiecką. W trakcie zeznań Jankowskiego zarządzona została dwugodzinna przerwa. Po powrocie kontynuowano przesłuchiwanie Delegata Rządu RP na Kraj. Zawezwani świadkowie oskarżali zarówno AK, jak i „Nie” o przygotowywanie powstania antyradzieckiego. Późnym wieczorem pierwszy dzień rozprawy dobiegł końca. Przed południem przesłuchania wznowiono, doprowadzając kolejnych świadków oskarżenia.

Przyszedł czas na Okulickiego. Z pewnością była to najciekawsza część rozprawy. Świadkowie procesu byli pod wrażeniem zdecydowanej postawy generała, który nie dał się wyprowadzić z równowagi czyhającym na każdą jego pomyłkę Sowietom, znakomicie dyskutując z zarzucającym mu kolejne przewinienia prokuratorem. Musiał jednak przyznać, iż przygotowywał siły zbrojne na wypadek zagrożenia niepodległości Polski ze strony ZSRR, co wpisywało się w tezy stawiane przez oskarżenie. Nieco więcej emocji wzbudziło zeznanie Pużaka, który zagmatwał się w wypowiedzi i w niektórych momentach podważył słowa Okulickiego i Jankowskiego.

Kolejnego dnia posiedzenie rozpoczęto o 12.00. Sprawę Pajdaka przeniesiono na inny termin i wyłączono z trwającego procesu. Ponadto odmówiono Okulickiemu możliwości powołania się na zawezwanych przez niego świadków, tłumacząc to trudnościami w przewiezieniu ich z Polski. W związku z tym gen. Ulrich postanowił zakończyć proces. Afanasjew wygłosił bardzo ostre przemówienie końcowe. Jego mowa, pełna inwektyw i oszczerstw, niewątpliwie była znakomitym podsumowaniem całego procesu – było to bowiem farsa wymiaru sprawiedliwości. Nazwał oskarżonych „zbrodniczą spółką” i „organizatorami zabójstw i dywersji”. Pohamował jednak swój gniew, prosząc kolegium o łagodniejszy wymiar kary z powodu „radosnych dni radzieckiego zwycięstwa”, które nie powinno być zmącone rozstrzeliwaniami, mimo iż, w jego opinii, oskarżeni na taką karę zasługiwali. Następnie przemawiał Rudenko, także nie przebierając w słowach. Po nim przyszła kolej na obrońców. 80-minutowa mowa Okulickiego, który nie korzystał z adwokata, była wielkim manifestem zakończonym słowami: „Spełniłem swój obowiązek względem ojczyzny jak żołnierz, który działał stosownie do rozkazów swojego rządu”. Następnie swoje chwile mieli obrońcy sądzonych. Po nich przyszedł czas na Jankowskiego i Stypułkowskiego. Nastąpiła krótka przerwa, po której oskarżeni mogli po raz ostatni zabrać głos w swojej obronie. O 0.45 21 czerwca zakończył swoją przemowę Stypułkowski. Urlich ogłosił przerwę. O 4.30 rozpoczął odczytywanie wyroków.

Jak wspomniano, w porównaniu z toczonymi niegdyś na tej sali i przed podobnym kolegium procesami orzeczone kary nie były wysokie, choć skrajnie niesprawiedliwe. Oskarżonym zaliczono okres uwięzienia od 27 marca 1945 roku, co skróciło kary więzienia w przypadku niższych wyroków. I tak, zasądzono kary więzienia:

L. Okulicki – 10 lat

J.S. Jankowski – 8 lat

A. Bień i S. Jasiukowicz – 5 lat

K. Pużak – 1,5 roku

A. Zwierzyński, K. Bagiński, E. Czarnowski, J. Chaciński, S. Mierzwa, Z. Stypułkowski i F. Urbański – 4-18 miesięcy.

Uniewinnieni zostali K. Kobylański, S. Michałowski i J. Stemler.

Leopold Okulicki w areszcie NKWD. Zdjęcie za: IPN, domena publiczna.

Komuniści pokazują prawdziwą twarz

Ogłoszenie wyroku akurat w tym dniu było sprytnie zaplanowaną intrygą Sowietów, którzy w tym czasie prowadzili w Moskwie negocjacje ze Stanisławem Mikołjaczykiem, premierem Rządu RP na Emigracji. Rozmowy dotyczyły przyszłości państwa polskiego oraz utworzenia rzekomo koalicyjnego rządu tymczasowego, w skład którego obok komunistów weszliby także członkowie innych ugrupowań. Mimo iż układ sił na polskiej scenie politycznej był dla komunistycznej partii niekorzystny, przemawiali oni z pozycji siły, mając do dyspozycji Ludowe Wojsko Polskie oraz, a może i przede wszystkim, Armię Czerwoną. Pod przykrywką tworzenia rządu działającego na demokratycznych zasadach Sowieci chcieli stworzyć w Polsce dyktaturę komunistyczną i pozbawić opozycję pola do działania.

Rażąca niesprawiedliwość wobec szesnastki porwanych była tylko początkiem aktów represji względem Polskiego Podziemia. Działaczy Armii Krajowej, którzy nie zdecydowali się na współpracę z Sowietami, czekały szykany, więzienie czy zsyłki. Komuniści za wszelką cenę, wykorzystując rozbudowany aparat przymusu, starali się poszerzyć zakres swojej władzy, której na drodze stali byli żołnierze organizacji kierowanych przez Rząd Emigracyjny. Ten z kolei stracił wpływ na sprawy dotyczące Polski, gdyż na arenie międzynarodowej cofnięto mu uznanie dyplomatyczne, co sprawiło, iż kolejni premierzy i ich gabinety nie były w oczach świata legalnymi przedstawicielstwami narodu polskiego.

Tragiczny był los tych, którzy dla dobra kraju nie wahali się podjąć ryzyka pruszkowskich rozmów. Ludzi, którzy stanowili o sile oporu Polskiego Podziemia w okresie II wojny światowej, oporu wymierzonego przede wszystkim przeciw wspólnemu wrogowi Polaków i Sowietów. Okazało się jednak, iż w powojennej rzeczywistości nie miało to większego znaczenia, a ci, którym winien przysługiwać status bohaterów narodowych, doczekali się z rąk komunistów wyroków i więzienia. Jeszcze w 1945 roku do Polski powrócili zwolnieni Michałowski, Kobylański, Stemler (czerwiec), Stypułkowski, Mierzwa, Chaciński, Urbański (sierpień), Czarnowski (wrzesień), Zwierzyński, Pużak, Bagiński (na mocy tzw. amnestii listopadowej). W 1949 roku wrócił Bień. Z kolei Pajdak, sądzony w późniejszym czasie, otrzymał pięcioletni wyrok i odzyskał wolnoś ćdopiero w 1955 roku. Trzech uwięzionych nie miało tej możliwości.

W 1946 roku w więzieniu rzekomo zmarł Okulicki. Rzekomo, gdyż najprawdopodobniej został zamordowany. Bień wspominał ten dzień:

„Rano, około 11, drzwi do celi 62 się otworzyły, potem zamknęły. I natychmiast więzień począł walić pięściami w ścianę, czego nikt przedtem nie czynił, gdyż porozumiewaliśmy się uderzeniami w podłogę. Zrozumieliśmy, że musiało się tam stać coś bardzo ważnego. Potem znów otworzyły się drzwi celi i więzień z hałasem opuścił celę. Były to ostatnie ślady jego pobytu […] Niestety, myśmy nie zrozumieli tego, co chciał nam powiedzieć (Okulicki) swym stukaniem tego dnia. Ale po latach przypuszczam, że ta pierwsza wizyta u niego wiązała się z ogłoszeniem mu wyroku śmierci. Za chwilę drzwi jego celi znów się rozwarły i generał z głośno manifestowanym brutalnym hałasem, mocnymi krokami, wyszedł. Do dziś jeszcze słyszę te jego kroki” (źródło: Instytut Pamięci Narodowej).

W 1950 roku zmarł Jasiukowicz, a w 1953 roku, ledwie dwa tygodnie przed końcem kary, w niewyjaśnionych okolicznościach zginął Jankowski. Wraz z jego śmiercią proces szesnastu ostatecznie dobiegł końca…

Zdjęcie tytułowe: sala rozpraw w czasie procesu szesnastu. Zdjęcie za: Wikipedia, domena publiczna.