Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich

Historia Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich jest równie ciekawa, co dramatyczna. Jednostka ta powstała właściwie z powodu rozwoju wydarzeń frontowych. Dokładnie ta sama kwestia stała się przyczyną zakończenia jej krótkiej działalności, w czasie której zdołała zapisać piękną kartę w polskiej historii wojskowości. Po porażce w kampanii wrześniowej na zachód zaczęli przedostawać się ocaleli żołnierze Wojska Polskiego, którzy zamierzali kontynuować walkę z ramienia Rządu RP na Emigracji. Podpisane z Francuzami umowy wojskowe sankcjonowały utworzenie szeregu polskich jednostek. Początkowo nie przewidywano jednak, iż w skład Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie wejdzie również Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich. Jej formowanie związane jest z konfliktem pomiędzy Związkiem Radzieckim i Finlandią nazwanym Wojną Zimową. Gdy pod koniec 1939 roku toczyły się zacięte walki na granicy fińsko-radzieckiej, alianci przemyśliwali, w jaki sposób mogliby nieść pomoc bohatersko walczącym Finom. Helsinki otrzymały poważne wsparcie w postaci sprzętu, do Finlandii kierowali się również ochotnicy, którzy zamierzali walczyć przeciwko komunistycznej Armii Czerwonej i bronić suwerenności skandynawskiego kraju. Ani Francja, ani Wielka Brytania nie zdecydowały się na wypowiedzenie wojny Związkowi Radzieckiemu. Mimo iż 17 września 1939 roku Armia Czerwona przekroczyła wschodnią granicę Rzeczypospolitej, sprzymierzeńcy napadniętego kraju nie zareagowali gestem politycznym i militarnym. Postanowili zachować pozorną neutralność, choć nie ulegało wątpliwości, iż sojusz Józefa Stalina i Adolfa Hitlera sprawiał, iż III Rzesza oraz ZSRR znalazły się w obozie przeciwnym do koalicji tworzonej przez Polskę, Francję i Wielką Brytanię. Fikcja neutralności Francji i Wielkiej Brytanii podczas Wojny Zimowej sprawiła, iż sojusznicy Polaków nie zamierzali bezpośrednio ingerować w konflikt, a jedynie wykorzystać do tego celu sprzymierzeńców, dając im sprzęt i organizując ich pod wspólnym alianckim rozkazem. Nie wiadomo, kiedy dokładnie pojawiła się koncepcja o pospiesznym zorganizowaniu polskiej brygady i wysłaniu jej do Finlandii. Możemy podejrzewać, iż myśl ta zrodziła się w grudniu 1939 roku, a więc w momencie, gdy walki fińsko-radzieckie dopiero przybierały na sile. W początkowym okresie walk Finowie skutecznie odpierali ataki silniejszej liczebnie Armii Czerwonej. Z czasem jednak zauważalna stała się przewaga żołnierzy radzieckich, a Francuzi i Brytyjczycy z coraz większym niepokojem patrzyli na rozwój konfliktu. W efekcie w styczniu 1940 roku powstanie Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich było już przesądzone, choć póki co nie padła oficjalna nazwa. W myśl porozumienia z 4 stycznia 1940 roku Francuzi zobowiązali się do zaopatrywania polskiej jednostki oraz uszanowania jej autonomii przy jednoczesnym podporządkowaniu Polaków alianckiemu dowództwu. 15 stycznia odbyła się odprawa wyższych dowódców, podczas której projekt wysłania brygady do Finlandii omawiano z gen. Sikorskim. Naczelny Wódz pozytywnie wypowiedział się o zaangażowaniu Polaków w wojnę z drugim po Niemcach przeciwnikiem. Także Rząd RP na Emigracji zaopiniował wyprawę jako potrzebną, dostrzegając, iż jest to ogromna szansa na zwrócenie uwagi opinii publicznej na problem Polski. Wobec przychylnej postawy Polaków alianci zdecydowali się utworzyć specjalny korpus ekspedycyjny. 5 lutego 1940 roku podjęto odpowiednią decyzję. Trzon sił ekspedycyjnych stanowić miała polska brygada. 9 lutego wydany został rozkaz o sformowaniu nowej jednostki Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Organizowanie brygady rozpoczęto natychmiast, a niepokojące doniesienia z frontu fińsko-radzieckiego wymuszały pośpiech. Jak wspomina Władysław Dec: „Wysłanie korpusu posiłkowego do Finlandii było sprawą palącą. W związku z tym już 20 lutego Brygada Podhalańska zebrała się w obozie Coetquidan, gdzie na gwałt miała być przemundurowana, uzbrojona, wyposażona materiałowo i doszkolona. Zaczęły się dni i noce wprost zwariowanej pracy. Sypiało się po dwie do czterech godzin na dobę. Wszędzie trzeba było być, wszystkiego się dopatrzyć, gdyż magazynierzy francuscy z największą satysfakcją kiwali naszych plutonowych i sierżantów. U nas to jeszcze szło jako tako. Przez pomyłkę magazyn wydał nam dwa razy buty narciarskie. Buty te przehandlowaliśmy następnie u tego samego magazyniera za inne przedmioty, których nam brakowało”. Jak zatem widać, podejście Francuzów nie było pozbawione nieufności, może lekceważenia. Polacy twardo walczyli o swoje. Buntowali się także wtedy, gdy Francuzi zabrali im konie i zamienili je na muły. Można jeszcze dodać, iż Dec został przeniesiony, wraz z całym batalionem z pułku należącego do innej jednostki formowanej na terenie Francji pod auspicjami Rządu RP na Emigracji. Wróćmy do początków lutego 1940 roku. W rozkazie zawarto nazwę jednostki, która w bezpośredni sposób nawiązywała do przedwojennych tradycji jednostek górskich. Stąd też ukształtowano ją na wzór francuskich jednostek alpejskich, o czym świadczy stan etatowy i skład brygady. Wyprzedzając nieco wydarzenia, powiedzieć trzeba, że po zakończeniu II wojny światowej pamięć o jednostce nie przeminęła. W 1993 roku powstała Samodzielna Brygada Podhalańska. Nazwa ta była oczywistym nawiązaniem do utworzonej w 1940 roku SBSP. Współczesna nam jednostka działa do dzisiaj w ramach Wojska Polskiego. Zanim przejdziemy do omawiania kwestii bardziej szczegółowych rozwiązać musimy jeszcze problem Wojny Zimowej i ewentualnego zaangażowania Polaków w walki przeciwko Związkowi Radzieckiemu. W lutym 1940 roku okazało się, iż Armia Czerwona wypracowała sobie wreszcie przewagę na froncie i rozpoczęła spychanie wojsk przeciwnika na północny-zachód. W konsekwencji Finowie zmuszeni byli podjąć się rozmów pokojowych, które przekształciły się w rozejm podpisany 13 marca 1940 roku. W wyniku przegranej Finowie utracili około 10% terytorium, jednak udało się im zachować niezależność i suwerenność. Uniknęli zatem losu II Rzeczypospolitej. Zakończenie Wojny Zimowej ostatecznie przesądziło o losach Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. Żołnierze pozostali we Francji, gdzie nadal mieli się szkolić, trenować i przygotowywać do boju z przeciwnikiem. Na ogół wśród żołnierzy brygady zapanował entuzjazm. Nie musieli pakować się w obcy im konflikt, a przed Polakami roztaczała się teraz wizja rychłego boju z Niemcami.

Generał Zygmunt Bohusz-Szyszko (Wikipedia, domena publiczna).

Zanim rozpoczniemy opowieść o wojennych losach SBSP omówić należy jej struktury i organizację. Na dowódcę jednostki wyznaczony został gen. Zygmunt Bohusz-Szyszko. Urodził się w 1893 roku w Chełmie Lubelskim. W 1907 roku otrzymał przydział do armii carskiej, z którą przebył szlak bojowy podczas I wojny światowej. W listopadzie 1916 roku wstąpił do II Brygady Legionów Polskich. Później walczył w Wojsku Polskim, brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Dowodził batalionem, później pułkiem. Następnie jego kariera związana była ze stanowiskami sztabowymi. Od 1929 roku pełnił służbę w Inspektoracie Armii, w 1934 roku został zastępcą dowódcy Korpusu Ochrony Pogranicza. W sierpniu 1938 roku objął funkcję dowódcy piechoty w 1. Dywizji Piechoty Legionów w Wilnie. W czasie kampanii wrześniowej brał udział w bitwie nad rzeką Bzurą. Następnie dowodzona przez niego 16. DP została rozbita, a sam Bohusz-Szyszko odniósł ranę. Jego kariera nie pozwalała na stwierdzenie, iż był on dowódcą doświadczonym w boju. Szlify zbierał raczej na polu strategii i organizacji, w walce rzadko miał okazję się wykazać. Mimo wszystko ciężko odmówić mu zdolności niezbędnych do prowadzenia wielkiej jednostki, którą należało zbudować niemal od podstaw. Ważne stanowisko pełnił również ppłk dypl. Wacław Kamionko, który objął funkcję szefa sztabu. W skład Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich weszły, w początkowej fazie jej funkcjonowania, następujące elementy składowe: kwatera główna, dwie półbrygady strzelców, na które składało się dowództwo, dwa bataliony w sile trzech kompanii strzeleckich i kompania broni, ponadto w składzie SBSP były kompania sztabowa w sile czterech plutonów, kompania łączności w sile dwóch plutonów, kompania samochodowa w sile trzech plutonów, pluton żandarmerii, pluton służb. Ogółem naliczono 182 oficerów, 45 aspirantów, 742 podoficerów i starszych strzelców oraz 3809 strzelców, co łącznie daje sumę 4778 ludzi. Zanim przejdziemy do omawiania działań na froncie, jakie stały się udziałem Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich, zająć się musimy okresem szkolenia Podhalan. Po pierwszym okresie formowania, jaki przypadł na etap stacjonowania w Coetquidan, Polaków przeniesiono do obozu wojskowego w Malestroit. Następnie brygada notowała jeszcze dwukrotną zmianę miejsca zakwaterowania, odwiedzając Rochefort-en-Terre oraz Ploermel, skąd w kwietniu Polacy wyruszyli w swój szlak bojowy. Szkolenia i ćwiczenia odbywały się w asyście francuskich oficerów i w większości na francuskim sprzęcie. Niestety, warunki, w których odbywało się szkolenie, nie były idealne. Można powiedzieć, iż zawiniło ukształtowanie terenu niesprzyjające prowadzeniu działalności górskiej. Jak wspomina jeden z członków brygady: „[…] do prawdziwego szkolenia brygady jako jednostki górskiej w Bretanii nie było warunków. Nie było placów ćwiczeń, nie było terenów do strzelania. Jedynymi terenami ćwiczebnymi były drogi i nieużytki. Robiło się, co można było, ale trudno powiedzieć, że do Norwegii brygada wyjechała jako jednostka w pełni wyszkolona i zaprawiona do walki w górach”. Strona polska wystosowała nawet wnioski o przeniesienie w rejon alpejski, gdzie szkolenie odbywałoby się w bardziej sprzyjających warunkach. Francuzi nie rozpatrzyli prośby i w efekcie nawet narciarze nie zostali przeszkoleni. Obok przygotowania do walk prowadzono wśród żołnierzy pracę wychowawczo-oświatową. Żołnierze organizowali sobie czas na różne sposoby, zabijając nudę poprzez uprawianie sportu, a nawet występy artystyczne. Nie dało się ukryć, że Polacy mają wyraźne braki w wyszkoleniu, a nierzadko także ich wyposażenie pozostawia wiele do życzenia. Warto zatem wspomnieć, iż na etacie Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich znalazło się 15 moździerzy kal. 60 mm, 15 moździerzy kal. 81 mm i 25 działek przeciwpancernych. Dodatkowo żołnierze posiadali broń strzelecką niezbędną do funkcjonowania SBSP w polu. Szkolenie Polaków oficjalnie zakończono 15 kwietnia 1940 roku, co spowodowane było planami odesłania brygady na front norweski. 9 kwietnia 1940 roku Niemcy wyprowadzili nagły atak, szybko opanowując Danię i zajmując szereg ważnych portów norweskich. Alianci zmuszeni byli do przeciwdziałania. Postanowiono naprędce zorganizować korpus ekspedycyjny, do którego dokooptowano także siły gen. Bohusz-Szyszko. Cztery dni wcześniej, 10 kwietnia 1940 roku, odbyła się uroczystość wręczenia sztandaru ufundowanego przez bp polowego Józefa Gawlinę oraz zaprzysiężenie żołnierzy. Święto brygady przebiegało w bardzo podniosłej atmosferze, całość organizowano z wielką pompą. Zaproszono francuskich i angielskich dygnitarzy, przybył również emigracyjny prezydent Władysław Raczkiewicz. Nie mogło zabraknąć gen. Władysław Sikorskiego, który jako Naczelny Wódz wizytował swoich podopiecznych. Ich obecność uświetniła uroczystość. W kilka dni później Polacy mieli zostać zaokrętowani i ruszyć w swój pierwszy bój.

Żołnierze Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich płyną łodzią rybacką z zaopatrzeniem z portu Harstad w Norwegii 14 maja 1940 roku (Wikimedia/IWM, domena publiczna).

W nocy z 15 na 16 kwietnia Francuzi pomogli w przewiezieniu Polaków do niedalekiego Brestu. Tam, po kilkudniowym oczekiwaniu, brygada została załadowana na okręty. Okrętowanie przebiegło dość sprawnie w nocy z 22 na 23 kwietnia. Polacy zajęli miejsca na francuskich statkach „Colombie”, „Chenonceau” oraz „Mexique”. Francuzi trochę zaniedbali sprawy organizacyjne i pomieszali bagaże załadowanych na statki żołnierzy. Dopiero w miejscu docelowym podróży, w Norwegii, odbyły się gorączkowe poszukiwania. Krótko po północy 24 kwietnia rozległy się dźwięki „Mazurka Dąbrowskiego”, które żegnały Polaków na gościnnej ziemi francuskiej. Podróż do Harstad, w północnej części Norwegii, przebiegła dość spokojnie. 30 kwietnia przydarzył się przykry wypadek, gdy jeden z niszczycieli francuskich zatonął na skutek wybuchu amunicji. 7 maja konwój wpłynął do Harstad, a w nocy na 8 maja Polacy wyładowali się w Norwegii, rozpoczynając w ten sposób narwicki etap swojej wojennej podróży. Należy teraz krótko przybliżyć ogólną sytuację w północnej części Norwegii. Po rozpoczęciu kampanii norweskiej Niemcy szybko uporali się ze słabą obroną Norwegów, opanowując także rejon Narviku, gdzie działała 3. Dywizja Górska gen. Dietla. Polacy weszli w skład 1. Lekkiej Dywizji Strzelców gen. Marie Emilie Bethouarta. Obok 1. LDS w północnej Norwegii działała jeszcze 24. walijska brygada gwardii, tworząc łącznie Północno-Zachodni Korpus Ekspedycyjny. Krótko po przybyciu polska brygada została rozstrzelona. Poszczególne bataliony objęły rejony Skallen-Kvoafjord (1. Batalion), Ballangen (2. Batalion) oraz Salangen (4. Batalion). Niestety, już 10 maja do sił walczących w Norwegii doszły niepokojące wieści o kolejnej niemieckiej ofensywie, która tym razem wymierzona została we Francję i kraje niderlandzkie. Szybkie postępy Niemców zmuszały aliantów do gorączkowego poszukiwania wyjścia z trudnej sytuacji. Na razie jednak postanowiono, iż korpus ekspedycyjny będzie walczyć w Norwegii, a o jego odwołaniu miały zadecydować najbliższe tygodnie walk we Francji. 12 maja łączone siły alianckie dokonały śmiałego uderzenia na Bjerkvik. Opanowanie tego rejonu pozwoliło na rozpoczęcie przygotowań do ataku na Narvik. Polacy mieli prowadzić działania w rejonie Emmenes-Ankenes i bronić wzg. 667. 17 maja Polacy wdali się w walki o wzg. 405, gdzie o mały włos nie został zniszczony pluton dowodzony przez por. Szaszkiewicza. Dzięki naprędce zorganizowanej kontrakcji udało się pluton uratować. Bitwa o Narvik rozpoczęła się w nocy z 27 na 28 maja. Siły alianckie miały niewielką przewagę liczebną oraz pokaźną siłę ognia, przewyższającą skromne możliwości żołnierzy gen. Dietla. Polacy nacierali na Ankenes, a trzon sił prowadził do boju płk Benedykt Chłusewicz. 29 maja padł Beisfjord. W tym samym czasie siły płk Władysława Deca podeszły pod Nyborg, co polepszyło sytuację wszystkich sił sprzymierzonych w rejonie Narviku. Miasto mogło zostać zajęte przez wojska alianckie, co było sporym sukcesem podczas kampanii norweskiej. Straty Polaków szacowano na 97 zabitych, 21 zaginionych, 7 jeńców i 189 rannych.

W pierwszych dniach czerwca wydawało się już przesądzone, iż korpus ekspedycyjny wysłany przez aliantów do Norwegii będzie musiał się wycofać do Francji, gdzie wydarzenia przybierały niekorzystny obrót. Niemcy uzyskały sporą przewagę na froncie a zakończenie kampanii francuskiej po myśli Hitlera wydawało się już tylko kwestią czasu. W związku z tym pierwszy tydzień czerwca siły zgromadzone w rejonie Narviku przeznaczyły na pospieszne przygotowania do ewakuacji i wreszcie samą ewakuację. Polacy opuszczali Narvik jako ostatni, ponieważ ubezpieczali całą operację. Wszystko odbyło się niemal pod nosem żołnierzy Dietla, którzy dopiero 8 czerwca zorientowali się, że nie mają już kim walczyć. W tym czasie Polacy byli zaokrętowani na alianckie jednostki pływające, w tym polski statek „Sobieski”, gdzie znalazło się dowództwo brygady. Niestety, na wybrzeżu norweskim pozostała większa część ciężkiego sprzętu. Mimo wszystko udało się wyprowadzić ze Skandynawii ogromną część sił, które 14 czerwca przybyły do Brestu. Tam nastąpiło pospieszne wyładowanie i już kolejnego dnia Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich weszła do boju, obejmując defensywę odcinka Dol-Combourg. Pozbawiona wyposażenia jednostka nie była w stanie stawić czoła nadciągającym Niemcom. Szybkie i doskonale wyekwipowane jednostki pancerne nieprzyjaciela bez trudu poradziły sobie ze skompletowaną naprędce obroną żołnierzy polskich, którzy poszli w rozsypkę. Posłanie Polaków do boju w takim stanie było kompletną głupotą, która przesądziła o wyniszczeniu SBSP. Gen. Bohusz-Szyszko za wszelką cenę chciał skontaktować się z gen. Sikorskim, aby wymóc na nim zmianę decyzji sojuszników o dysponowaniu siłami SBSP. Francuzi byli jednak nieprzejednani i jasno i wyraźnie nakazali obronę reduty bretońskiej, nie dając ani sprzętu, ani amunicji. Kolejne grupy żołnierzy polskich szły do niemieckiej niewoli. W konsekwencji uratowana została ledwie część 2. Batalionu oraz grupa płk Chłusewicza, która nie weszła w skład sił tworzących defensywę reduty bretońskiej. W sumie około 600 ludzi. Siły Chłusewicza zostały jeszcze 18 czerwca zaokrętowane w Breście i stamtąd odpłynęły do Wielkiej Brytanii. Reszta ocalałych różnymi drogami przedzierała się na Wyspy Brytyjskie, aby odtwarzać tam Polskie Siły Zbrojne w myśl porozumienia między gen. Sikorskim a Winstonem Churchillem, premierem Wielkiej Brytanii i zwolennikiem walki do końca. Na tym właściwie zakończył się szlak bojowy Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. W sposób naturalny, a może z powodów błędnych decyzji dowództwa, zakończyła ona swoją egzystencję i przestała istnieć wraz z wyniszczeniem większości oddziałów podczas kampanii francuskiej. Żołnierze, którzy przedostali się do Wielkiej Brytanii, sformowali batalion strzelców podhalańskich, który przetransportowano następnie na teren Szkocji, do obozu wojskowego w Douglas Park. Dowództwo objął tymczasowy płk Benedykt Chłusewicz, który szybko podjął się organizacji swoich podopiecznych na Wyspach Brytyjskich. 14 lipca Dec i mjr Langer przybyli do Londynu, gdzie spotkali się z gen. Sikorskim i zreferowali sytuację Naczelnemu Wodzowi. Rozmowy nie przedstawiały żadnych wątpliwości, co 16 lipca wyraził mjr Nowiński w liście do Deca: „Z polecenia płka Chłusewicza śpieszę Pana poinformować, że wczoraj po południu nasza brygada przestała istnieć i jako batalion została wcielona do tzw. Brygady gen. Maczka […] nie oszczędzono nam niczego. W głęboko subtelnych przeproszeniach nie znaleziono nawet słowa, by wspomnieć gen. Bohusza”.

Na zakończenie warto jeszcze wspomnieć, iż 25 stycznia 1941 roku gen. Sikorski wydał rozkaz o utworzeniu odznaki pamiątkowej Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. Medal produkowano dla wszystkich żołnierzy jednostki. Różniło się natomiast inne odznaczenie, co związane było z udziałem w kampanii norweskiej. Walczący w Skandynawii żołnierze mieli prawo do noszenia sznura z tarczą i herbem Norwegii wraz z węzłem. Wyróżnienie to zostało przyznane przez króla Haakona VII, który chciał w ten sposób odznaczyć bohaterskich Polaków.

Fotografia tytułowa: żołnierze polskiej Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich podczas bitwy o Narwik. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.