„Bestie z Buchenwaldu” – recenzja książki

Rok wydania – 2014

Autor – Flint Whitlock

Wydawnictwo – Replika

Liczba stron – 365

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – historia Karla i Ilse Kochów, którzy dorobili się przydomku „bestii z Buchenwaldu”.

Siedemdziesiąt lat od zakończenia II wojny światowej czytelników zapoznających się z jej historią nie przestaje zaskakiwać ogrom zbrodni popełnionych przez nazistów. Ilość wypaczeń ludzkiej natury jest zatrważająca, zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, iż wielu z nich prowadziło równolegle stosunkowo normalne życie, a przed wojną nie wyróżniali się okrucieństwem. „Spotkanie ze złem”, które serwuje nam Flint Whitlock umożliwia nam poznanie historii Karla i Ilse Kochów, których dzieje opisuje w książce o wymownym tytule „Bestie z Buchenwaldu”. Została ona przygotowana przez Wydawnictwo Replika, które ubrało publikację w całkiem ładną szatę graficzną i zadbało o szczegóły redaktorskie.

Zakres tematyczny książki obejmuje nie tylko okres „służby” Kochów w obozie koncentracyjnym Buchenwald, ale i ich powojenne dzieje, ze szczególnym uwzględnieniem głośnego procesu Ilse. Całość poprzedza krótki wstęp poświęcony powstawaniu nazistowskiego aparatu terroru. Prawdę powiedziawszy, Whitlock mocno spłycił ten temat. Kontynuował tę tendencję przy okazji opisywania dzieciństwa i rozwoju Karla Kocha. Jego droga do nazizmu nie została szczegółowo opisana i choć autor starał się sugerować możliwe przyczyny wypaczenia natury późniejszego komendanta Buchenwaldu, ograniczył swoje rozważania do minimum. Spłycone zostały również relacje między Karlem i Ilse. Oczekiwałem zdecydowanie większej ilości informacji na temat ich związku, małżeństwa. Uczucie braku dokładności towarzyszyć nam będzie niemal przez całą lekturę. Whitlock porusza się w świecie haseł i sloganów i zdecydowanie zbyt rzadko ilustruje je odpowiednimi przykładami. Nie dotarł do wystarczającej ilości świadków zdarzeń, którzy mogliby służyć pomocą w odtworzeniu historii Karla i Ilse Kochów. Jasne, pojawiają się opisy ich wynaturzeń, ale szybko giną one w ogólnych rozważaniach na temat obozowego systemu, czy nawet nazistowskiego programu eksterminacji narodu żydowskiego.

W połowie książki zaczniemy się zwyczajnie frustrować, bowiem „bestii z Buchenwaldu” jest tam zdecydowanie za mało. Wydawało mi się, że Whitlock postawił sobie za cel precyzyjne i szczegółowe udokumentowanie historii małżeństwa. Tymczasem mówi o tych sprawach niewiele. Więcej dowiemy się z zapisów zeznań świadków zdarzeń z okresu procesu w Dachau, gdzie ostatecznie skazano ją na dożywocie. To właśnie wtedy świat obiegły szokujące informacje o wykorzystywaniu skóry więźniów do pokrywania przedmiotów codziennego użytku. Tatuowana skóra więźniów miała służyć do szycia abażurów czy rękawiczek. Sam zapis procesu Ilse Koch ocenić można pozytywnie. Whitlock prześledził wydarzenia na sali sądowej, odwoływał się do argumentacji obu stron, tłumaczył nawet prokuratorskie błędy. Zabrakło epilogu. Samobójstwo Ilse zostało ograniczone do minimum, a autor nie pokusił się o podsumowanie jej pobytu w więzieniu i desperackiego aktu.

„Bestie z Buchenwaldu” zostały napisane dość przystępnym językiem, przez co lektura nie jest nużąca. Niestety, zawiera zbyt wiele niedomówień i oczywizmów w postaci odtwarzania historii niemieckich obozów koncentracyjnych. Należy to zestawić z informacjami dotyczącymi Karla i Ilse Kochów – ich życia i działalności. Niestety, porównanie nie wychodzi Whitlockowi na dobre. Jego publikacja jest kiepsko udokumentowaną historią, w której brak szczegółów i spłycenie tematu wynikało z nieumiejętności dotarcia do odpowiednich informacji i świadków. Autor miał ciekawy pomysł na książkę, a do tego legitymuje się niezłym warsztatem pisarskim, ale zdecydowanie brakuje mu umiejętności rasowego historyka-researchera. Zmarnował szansę na świetną, mroczną opowieść o banalności zła i przyczynach ludzkich wynaturzeń w temacie, który do tej pory nie został zgłębiony i wydawał się być oryginalny. Wielka szkoda!

Ocena: