„Bitwa o Norwegię” – recenzja książki

Rok wydania – 2011

Autor – Henrik O. Lunde

Wydawnictwo – Dolnośląskie

Liczba stron – 590

Seria wydawnicza – Wojny i Konflikty

Tematyka – historia kampanii norweskiej z uwzględnieniem szeregu rozmaitych czynników spoza sfery stricte militarnej.

Bitwa o Norwegię stała się preludium do największych bitew 1940 roku. Uderzenie Hitlera na Skandynawię zapoczątkowało proces podbijania kolejnych europejskich krajów, którego zwieńczeniem miała być zwycięska batalia o Wielką Brytanię. Zarówno dla Niemców jak i aliantów zachodnich norweskie wybrzeże stało się nie tylko miejscem zaciętych walk, ale i poligonem doświadczalnym, który miał pokazać, jakimi siłami dysponują obie strony. W efekcie kampania norweska była ledwie przygrywką do utworu, niewinnym wstępem, który po latach został zepchnięty na margines historycznej świadomości. Niewielka liczba publikacji koncentrujących się na walkach o Skandynawię nie pozwalała czytelnikom na dokładne zapoznanie się z historią konfliktu. Pojawiła się jednak iskierka nadziei, małe światełko w tunelu, które zwiastowało zmiany i przeszeregowania na półkach polskich czytelników.

Książka Henrika O. Lunde została przygotowana przez Wydawnictwo Dolnośląskie, które sięgnęło po bardzo ciekawy i słabo udokumentowany w polskiej historiografii fragment drugowojennej historii. Przygotowanie publikacji do druku ocenić należy pozytywnie. Prócz przejrzystej szaty graficznej i twardej okładki wyróżniają się zdjęcia archiwalne. Niestety, popełniono kilka błędów, które rzutują na odbiór całości. Wspomnimy o nich później, sygnalizując jednak, iż chodzi o problemy z rozmieszczeniem mapek oraz brak indeksu nazw geograficznych i nazwisk, co znacznie utrudnia pracę z tekstem. Zwłaszcza, gdy poszukujemy wybranych danych lub chcemy wrócić do wątku, który ma dla nas większe znaczenie. To często nie jest możliwe ze względu na trudności w odnalezieniu się w tekście. Jest on podzielony na przejrzyste sektory, ale, bądźmy szczerzy, część nazw rozdziałów niewiele wnosi do naszej orientacji w terenie. A przecież książka jest dość pokaźna.

Wśród licznych pozytywnych aspektów lektury wyróżnić należy kilka. Abstrahując od przejrzystości książki na plan pierwszy wysuwa się dokumentacja kwestii militarnych. Walki zostały przedstawione na tyle szczegółowo, iż naszej uwadze nie powinno umknąć nic ważnego. Autor nie rozdrabnia się, nie wchodzi w przesadne detale, ale nie traci przez to na wiarygodności, ponieważ w narracji zawarł wszystko to, co najważniejsze. Bardzo cenna jest analiza zaplecza geopolitycznego. Rozważania Lundego dotyczące potencjału Norwegii i planów Hitlera są wspaniałym źródłem wiedzy, które doskonale komponuje się z resztą książki. Warto zwrócić uwagę na rolę, jaką odegrał Vidkun Quisling, wszak i jego nie mogło zabraknąć na kartach książki. Być może wątek ten mógłby zostać nieco poszerzony, ale pewnie odbyłoby się to kosztem innych tematów. Mimo wszystko akcja minowania wód norweskich przez Brytyjczyków i jej polityczne konsekwencje była ważniejsza. Norweg stara się maksymalnie zobiektywizować narrację i nie sympatyzuje z żadną stroną konfliktu. Pierwszym poważnym minusem jest niewłaściwe rozmieszczenie grafik prezentujących rozwój wydarzeń na froncie. Obawiam się, iż znacznie utrudni to pracę z książką – tekst tekstem, mapki mapkami. Wszystko idzie swoją drogą zamiast komplementarnie się uzupełniać. Jest też troszkę luk związanych z aspektami stricte militarnymi. Niektóre ze starć zostały potraktowane po macoszemu, Lunde spłycił szereg zagadnień. Epilog, który pojawił się w nieco przykrótkiej formie, także może rozczarować. Spodziewałem się, iż po naprawdę solidnym wstępie i opisie przyczyn wybuchu kampanii norweskiej to samo otrzymam w kontekście jej zakończenia. Tymczasem efekty i skutki starcia zostały ograniczone do minimum, a Lunde nie zdecydował się na poszerzenie tego działu. Wreszcie, co także można przypisać do braków na poziomie redakcji – nie ma indeksu nazwisk i miejsc. Kto poszukuje wybranej informacji, musi przekopać się przez szereg wiadomości o pobocznym znaczeniu. A szkoda, bo tego typu spisy są na poziomie dziennym.

Lunde dość szczegółowo zajmuje się szeroką perspektywą kampanii norweskiej. Nie koncentruje się wyłącznie na aspektach militarnych, rozszerzając narrację o solidną dawkę wiadomości z zakresu stosunków międzynarodowych, polityki, a nawet spraw socjalnych i gospodarczych, które są nieodłącznym elementem każdego konfliktu. Jego książka jest kompetentnym ujęciem niezwykle ważnej, choć często niedocenianej, kampanii. Warto zwrócić uwagę na liczbę źródeł, które zostały przytoczone w pracy Norwega. Sięga po rozmaite dane prezentowane przez autorów reprezentujących różne nacje, dzięki czemu zyskuje na obiektywizmie. Dzięki porównaniu różnych perspektyw jest w stanie osiągnąć kompletność spojrzenia na konflikt. Co więcej, sięga po szereg archiwów i wypowiedzi, które dodają wiarygodności. Poszczególne problemy potraktowane zostały dość szczegółowo. Lunde prezentuje je w przystępnej formie, co jest zasługą wyważonej narracji. Momentami miałem wrażenie, iż tłumaczenie jest nieco toporne, przez co można mieć pewien niedosyt stricte czytelniczy. Nie jest to może porywająca lektura, z którą można zasiąść przy zapalonym kominku. To raczej rzetelny, ale pozbawiony rozmachu opis konfliktu, nasączony sporą liczbą statystyk i bogatą dokumentacją.

Do „Bitwy o Norwegię” podszedłem z pewną obawą, spodziewając się, iż norweski autor może nie sprostać trudnemu tematowi. Lunde szybko rozwiał moje wątpliwości, pokazując, iż zna się na rzeczy i potrafi je zaprezentować czytelnikom w zrozumiały sposób. Nie wykazał się przy tym większym polotem narracyjnym, przez co lektura traci nieco na wartości. Mimo tego jej fachowość i poziom merytoryczny rekompensują niedociągnięcia na poziomie językowym. Kompletność ujęcia wyraża się przede wszystkim w świetnej dokumentacji i metodycznie budowanej historii konfliktu, który poznajemy od podstaw, śledząc jej rozwój na różnych płaszczyznach.

Ocena: