„Drogi cichociemnych” – recenzja książki

Rok wydania – 2010

Autor – Praca zbiorowa

Wydawnictwo – Bellona

Liczba stron – 325

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – zbiór wspomnień byłych cichociemnych, opisy akcji i trudnego życia ludzi wybranych do specjalnych operacji.

Formacje specjalne cieszyły się sporą popularnością w czasie II wojny światowej. Specjaliści od niewykonalnych misji musieli sobie radzić z trudnymi warunkami bojowymi i walczyć na wszystkich frontach konfliktu. Niemieccy spadochroniarze szturmujący Kretę, żołnierze dywizji powietrzno-desantowych lądujący w Normandii czy komandosi wybrani do rajdu na Dieppe – oni wszyscy zapisali arcyciekawe karty historii, którą po latach upamiętniają miłośnicy przeszłości. Nieco w cieniu ich osiągnięć znajdowali się rodzimi specjaliści od misji specjalnych, których działalność była ściśle tajna, choć arcyważna dla utrzymania kontaktu z okupowanym krajem. Cichociemni, bo o nich mowa, stali się formacją na swój sposób elitarną, choć w ich szeregach nie brakowało ludzi reprezentujących różne warstwy społeczne i światopoglądy polityczne. Razem tworzyli jednak jednolitą całość i choć najczęściej działali pojedynczo, do historii przeszli jako świetnie zorganizowana grupa spadochroniarzy – zrzutków, jak ich nazywano – latających do Polski, by wspomóc podziemie, dostarczyć informacji i nawiązać kontakt z Londynem, gdzie pozostawali mocodawcy cichociemnych. Dokumentacją historii tej wspaniałej jednostki, jeśli możemy stosować stricte wojskową nomenklaturę, zajęli się po wojnie uczestnicy operacji specjalnych. Kto, jak nie oni, miałby większą wiedzę dotyczącą szkolenia i misji wykonywanych przez zrzutków? Oddając im głos, wejdziemy w niezwykły świat historii.

Już w dziewięć lat po wojnie, w 1954 roku, w Londynie ukazały się „Drogi cichociemnych” jako praca zbiorowa kilku autorów, niegdyś członków polskiej formacji. Ich wspomnienia nie tylko odkurzyły historię cichociemnych, ale i spopularyzowały ich działalność, o której wówczas było wiadomo niewiele. Po licznych wznowieniach publikacja doczekała się nowego opracowania. Wraz z uzupełnieniem treści przyszła zmieniona, nowoczesna szata graficzna i profesjonalne przygotowanie do druku. Książka ukazała się w 2010 roku za sprawą Domu Wydawniczego Bellona. I w tym wypadku było to wznowienie serii, bowiem Bellona wypuszczało już „Drogi cichociemnych” dwa lata wcześniej. Pod względem graficznym nie ma większych zarzutów, choć tekst na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie dość chaotyczne. Są ciekawe załączniki, wśród których na plan pierwszy wysuwa się opracowanie wykazu instruktorów i cichociemnych, jest czytelny indeks z nazwiskami i pseudonimami. Nie ma natomiast zdjęć, co można poczytać jako spory minus, bowiem dokumentacja fotograficzna działań cichociemnych może zostać przedstawiona w sposób ciekawy i pouczający, jako świetne uzupełnienie treści wspomnień. Całość sygnowana jest podpisem członków Koła Spadochroniarzy Armii Krajowej. Niestety, nie są oni wymienieni z nazwiska i chociaż można odkryć tożsamość poszczególnych autorów, anonimowość może drażnić co bardziej ciekawskich.

Konwencja narzucona przez pomysł spisania wspomnień sprawia, iż podczas lektury pojawia się niezliczona ilość nazw własnych – pseudonimów, nazwisk, miejscowości. Skrupulatny miłośnik historii z zaciekawieniem obserwować będzie tę barwną mozaikę, odnotowując co ważniejsze postacie i miejsca. Niestety, niektórzy mogą się w tym wszystkim pogubić. Cytując słowa znajomego, który zaczytał się niegdyś w historycznej lekturze: „Po trzech stronach nie pamiętałem, o kim pisali na pierwszej, tyle było nazwisk”. Tak to już jednak jest – pewnie trzeba ćwiczyć pamięć. Nie ulega jednak wątpliwości, iż liczba odniesień jest ogromna i momentami ciężko się w tym wszystkim połapać. Narracja nie pozostawia wiele do życzenia. Cichociemni z pasją opowiadają historię swojej formacji, szczególnie gdy idzie o opis poszczególnych akcji. Tutaj zwrócić trzeba uwagę na niezwykłą dynamikę wydarzeń. Emocjonujące relacje to kwestia uczuciowego zaangażowania w opowieść. Autorzy na nowo przeżywają wydarzenia sprzed lat, fascynując się historią, której doświadczyli. Nie brakuje sentymentów, które są nieodłącznym elementem wspomnień. Drażnić może nieco przesadna gloryfikacja poszczególnych bohaterów książki. Odniosłem wrażenie, iż niemal całe pokolenie Polaków z tamtego okresu złożone było z chodzących ideałów. Jak jednak mówię, jest to kwestia konwencji i zaangażowania emocjonalnego. Polegli niegdyś przyjaciele odarci są z wad, a czas jeszcze wyolbrzymił ich chwalebne czyny.

Kwestie merytoryczne poruszone w książce opierają się na bogatej dokumentacji. Każdy rozdział wykorzystuje liczne odniesienia do wypowiedzi cichociemnych, a ich relacje są po prostu autentyczne. Oni tam byli i przeżyli – to po prostu się czuje. Nikt inny nie potrafiłby z takim zacięciem relacjonować historii. Całości służy świetnie dobrany język, żołnierski, bez wzniosłych frazesów i silenia się na liryczność. Jak trzeba, autorzy używają słów dosadnych. Niemieckie Goliaty rozwalały mury, chłopcy byli „otrzaskani z lasem”. Zastosowanie dobrze dobranego słownictwa podkreśla autentyczność relacji, o której wspominaliśmy w kontekście autorów wspomnień. Co więcej, „Drogi cichociemnych” to także doskonała baza danych dotyczących skoczków. Nieco miejsca poświęcono nawet ich powojennym losom, dzięki czemu opowieść nie sprowadza się jedynie do spektakularnych akcji, ale prezentuje życie cichociemnych w pełnej perspektywie. Czytelnicy mogą niemal poczuć wiatr we włosach, gdy wraz ze spadochroniarzami szybują w dół wśród świstających dokoła niemieckich kul. Efekty specjalne zaserwowane przez reżyserów widowiska są doskonałe, a wrażenia po lekturze na długo pozostają w pamięci. Brakuje mi nieco informacji na temat szkolenia skoczków. Chciałbym poznać więcej danych związanych z tym żmudnym procesem szlifowania diamentu oddelegowanego do trudnej misji. Jest natomiast sporo wiadomości dotyczących życia w Podziemnej Polsce i funkcjonowania współpracy na linii Warszawa-Londyn. Okupowany kraj oczami przybysza wygląda inaczej niż relacja mieszkańca stolicy uwięzionego tam od września 1939 roku. Także w tym kontekście dopatrywać się możemy sporej wartości merytorycznej wspomnień.

Siła wspomnień, co wielokrotnie podkreślałem w mojej recenzji „Drogi cichociemnych”, leży w ich autentyczności. Głównym atutem autorów tego typu publikacji zawsze będzie praktyczne doświadczenie zdobyte na polu walki. Oni to widzieli, więc teraz mogą to dokumentować i przedstawić wrażenia z minionych lat. Jeśli robią to w niezłym stylu, a to właśnie udało się uczynić skoczkom pracującym przy „Drogach cichociemnych”, ich sukces jest tym większy, a czytelnicy bez trudu odnajdą się w wykreowanym świecie zrzutków. Masa informacji może przerazić co bardziej przewrażliwionych na punkcie rozległości tekstu, jednak dla historyków jest kopalnią wiedzy o polskich cichociemnych, ukazując ich ze strony stricte historycznej i emocjonalnej, co ma niebagatelne znaczenie dla możliwości pełnego zrozumienia ich wojennej działalności.

Ocena: