„Jak powstała bomba atomowa” – recenzja książki

Rok wydania – 2021

Autor – Richard Rhodes

Wydawnictwo – Marginesy

Liczba stron – 895

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – monumentalne opracowanie prezentujące zróżnicowane aspekty dziejów opracowania, powstania i użycia bomby atomowej przez Amerykanów.

Jak powstała bomba atomowa? To pytanie można by sprowadzić do skomplikowanych równań zrozumiałych wyłącznie dla fizyków. Oczywiście, wybranych, to ekstremalnie skomplikowana sprawa pod względem naukowym. Można by rozważać polityczne i moralne aspekty stworzenia śmiercionośnej broni, która doprowadziła ludzkość do momentu, w którym od samounicestwienia dzieli ją kilka eksplozji (jeśli nie jedna!). Richard Rhodes jak mało kto zgłębił temat amerykańskiego programu budowy broni nuklearnej. Swoim badaniom poświęcił znaczną część życia, zgarniając przy okazji prestiżową Nagrodę Pulitzera. Czu zasłużenie? Można argumentować w obie strony. Niewątpliwie jednak jego monumentalne opracowanie jest jednym z najpełniejszych zapisów kilkudziesięciu lat badań nad ujarzmieniem energii atomowej. Z konsekwencjami powodzenia misji setek fizyków ludzkość będzie musiała żyć już zawsze.

Dlaczego nie przyznałbym Rhodesowi Pulitzera z automatu? Autor kreśli przecież bardzo szeroki, a przez to skomplikowany obraz tego, czym właściwie była bomba atomowa, do czego doprowadziła i kto odegrał kluczową rolę w badaniach naukowych. Interesuje go właściwie wszystko – od biografii fizyków, przez filozoficzne i psychologiczne rozważania na temat moralnych aspektów ich osiągnięć, po aspekty stricte polityczne. Sporo miejsca poświęca na analizy tego, w jaki sposób rozwijali się i reagowali poszczególni naukowcy, jakie towarzyszyły im emocje, rozterki. To niezwykle ciekawe ujęcie, które ukazuje Fermiego czy Oppenheimera z zupełnie innej perspektywy, a przy tym pozwala nam poznać kolejne etapy na drodze do epokowego odkrycia, które Kenneth Bainbridge podsumował słowami: „Teraz wszyscy jesteśmy skurwysynami”.

Już choćby ten mało parlamentarny, ale niezwykle malowniczy opis pokazuje, że Rhodes nie zamierza gryźć się w język, a z setek wspomnień osób zaangażowanych w Projekt Manhattan wybiera wiele smaczków, do których przeciętny czytelnik nie byłby w stanie dotrzeć na własną rękę (chyba że spędziłby w bibliotekach kilkanaście lat). Rhodes zrobił to za nas i chwała mu za to. A źródła są w ogóle ogromnym atutem opracowania. To nie tylko dokumenty i archiwa, ale i bardzo osobiste relacje, z których dowiemy się przede wszystkim, z jak wielkim obciążeniem, z jak wielkimi rozterkami zmagali się twórcy bomby atomowej. Nawet jeśli wątków biograficznych jest w książce za dużo, to dobrze oddają wyjątkową atmosferę przełomowych badań. Co jednak sprawia, że ciągle wracam do Pulitzera?

Muszę uczciwie przyznać, że nie byłem w stanie przeczytać całości. Momentami nieco gubiłem wątek, momentami miałem nieco problemów z koncentracją. Nie wynika to z tego, że Rhodes napisał słabą książkę. Jest ona tak przeładowana informacjami, że najlepiej czytać ją w kawałkach, dawkować sobie w odpowiednich momentach, gdy czytelnik jest w dobrej formie intelektualnej. A że zdarzało mi się nie być, nie szło mi to ani szybko, ani swobodnie. Doświadczenia te rzutują zatem na moją ocenę. Pomimo ogromnego podziwu zarówno dla rozległości badań Rhodesa, jak i poruszonych przez niego zróżnicowanych aspektów powstania i wykorzystania bomby atomowej, mam pełną świadomość, iż książka nie jest dla wszystkich. Osoby zainteresowane tym konkretnym tematem dostaną do rąk prawdziwą kopalnię wiedzy i inspiracji. Ci, którzy szukają czy to rozrywki, czy to interesującej uniwersalnej lektury powinni albo przemyśleć zakup, albo rozbić sobie czytanie na najbliższe pół roku. Natomiast fizycy z zacięciem filozoficznym będą po prostu zachwyceni, a nieposiadanie „Jak powstała bomba atomowa” na półce będzie dla nich większą zbrodnią niż wyrażenie napięcia w watach.

Recenzja „Jak powstała bomba atomowa” powstała we współpracy z II wojna światowa TaniaKsiazka.pl.

Ocena: