„Miasta śmierci” – recenzja książki

Rok wydania – 2015

Autor – Mirosław Tryczyk

Wydawnictwo – RM

Liczba stron – 498

Seria wydawnicza – Sekrety historii

Tematyka – historia pogromów ludności żydowskiej przez Polaków.

Wiele jest tematów, które mimo upływających lat wciąż wzbudzają żywe emocje. Kontrowersje, jakie się z nimi wiążą stają się przyczynkiem do szerokiej debaty, nierzadko wykraczającej poza granice przyzwoitości. Właśnie w takich kategoriach określiłbym dyskusję wokół polskiego antysemityzmu w czasie II wojny światowej. Antysemityzm jako zjawisko stał się przede wszystkim udziałem hitlerowskich Niemiec i właśnie w takich kategoriach powinien być w pierwszej kolejności rozpatrywany. Nie należy jednak zapominać, że i w pozornie pluralistycznym, mocno zróżnicowanym etnicznie i światopoglądowo społeczeństwie, jakim niewątpliwie był naród polski okresu międzywojnia, mogą występować tarcia, konflikty, a nierzadko wrogość przeradzającą się w otwartą walkę. Szczególnie w tak ekstremalnych warunkach. Mirosław Tryczyk pokazuje ten fenomen w pełnej rozciągłości. I choć jego „Miasta śmierci” na pewno spotka krytyka, wyjątkowo mocno zaznaczy swoją obecność na historycznym rynku.

Książka, wzbudzająca żywe emocje i ogromne zainteresowanie na długo przed premierą, została przygotowana przez Wydawnictwo RM, które po raz kolejny udowadnia, iż sięga po coraz ambitniejsze opracowania, rozszerzając tym samym pokaźną już biblioteczkę II wojny światowej. „Miasta śmierci” są opowieścią o polskim antysemityzmie, przy czym autor stara się nakreślić nieco szerszy rys antyżydowskich wystąpień, szukając źródeł i przyczyn tego typu zachowań. Osią, wokół której zbudowana jest narracja są tzw. sąsiedzkie pogromy, a więc otwarte uderzenia Polaków wymierzone w ludność żydowską. Jednym z nich jest cieszące się złą sławą Jedwabne, które stało się symbolem współczesnej dyskusji o udziale Polaków w Holocauście. W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, iż w mojej opinii problem wystąpień antyżydowskich był w oczywisty sposób bagatelizowany, ale dzisiaj proporcje ulegają zmianie i zachwianie w kierunku przeciwnym. Innymi słowy, uwypukla się marginalne – oczywiście w kontekście nazistowskiej machiny eksterminacyjnej – pogromy, które mają świadczyć o aktywnym zaangażowaniu Polaków w proces likwidacji Żydów. Nie popadajmy w paranoję i starajmy się zachować obiektywizm. Zdaję sobie również sprawę, iż „Miasta śmierci” zostaną przez część sceny historyczno-politycznej okrzyknięte mianem antypolskiej propagandy, co z kolei rozmija się z rzeczywistością i faktami. Tryczyk nie zdradza żadnych wyraźnych antypolskich sentymentów i stara się pisać w sposób wyważony i rzeczowy, a swoje analizy podpiera cennymi materiałami archiwalnymi, w tym zapisami dziesiątek wspomnień i relacji.

Książka polskiego historyka jest połączeniem analizy nastrojów z analizą zachowań. Można by nawet powiedzieć, że Tryczyk sięga do psychologii tłumu i dokonuje behawioralnej interpretacji tego, co działo się w II RP. W jego opinii odpowiedzialnością za pogromy należy obarczyć podsycanie nastrojów antyżydowskich, głównie na skutek działalności aktywnych na Podlasiu radykalnych reprezentantów prawicy. Nie bez winy pozostaje ówczesny kler, który dodawał swoją cegiełkę do wzmacniania podziałów i wspierania prostego ludu w niechęci do obcych kulturowo i religijnie Żydów. Co więcej, na pewnym etapie Żydów zaczęto utożsamiać z bolszewikami, dzięki czemu jeszcze silniej akcentowano ich rzekomą wrogość do Polaków. Oczywiście, w niektórych wypadkach takie oskarżenia miały oparcie w faktach, ale generalizacja była szkodliwym zabiegiem, który przerodził się w niechęć, a wreszcie w nienawiść. Pogromy, nasilające się po 1941 roku, były naturalną konsekwencją atmosfery wrogości. Podjudzane społeczeństwo, mamione dodatkowo ogłupiającą propagandą okupanta, nie wytrzymywało presji, po części wyładowując swoje frustracje i ból po utracie ojczyzny na najbliższym wrogu. Z dawna pielęgnowana nienawiść wybuchała ze zdwojoną siłą.

Tryczyk opisuje szereg pogromów, których przebieg udało mu się odtworzyć dzięki pracom archiwalnym – głównie w IPN – oraz relacjom ocalałych, świadków i uczestników zdarzeń. Jego opisy, podobnie jak wspomnienia, są niezwykle plastyczne, odkrywając makabryczne szczegóły zbrodni. Sam autor podkreśla, że nie kieruje oskarżenia ani pod adresem narodu polskiego, ani pod adresem całej zbiorowości danego obszaru. Oskarża jedynie winnych pogromu, w wielu wypadkach doskonale znanych z imienia i nazwiska. Mimo iż Tryczyk stara się odseparować od politycznych sporów, jest na nie skazany. Z prostej przyczyny. Nie udało się mu uniknąć drobnych wpadek, szczególnie tych o charakterze językowym. Na kartach książki pojawiły się sformułowania świadczące o tym, iż to niemieccy żołnierze ratowali Żydów przed Polakami. Owszem, w tym momencie wyciągam je nieco z kontekstu, ale pokazuje to, po jak kruchym lodzie stąpa Tryczyk i jemu podobni. Trudno się dziwić nagonce na pisarzy mierzących się z problemem pogromów, jeśli posługują się oni właśnie takimi określeniami. Niektóre z relacji autor potraktował z przesadnym zaufaniem, co także może wzbudzać drobne podejrzenia. Na szczęście, w wielu wypadkach zwraca uwagę na nieścisłości i stara się dokonać syntezy prezentowanych wiadomości, wskazując na ewentualne przeinaczenia. Warto również pamiętać, że niektóre historie mają drugie dno. Weryfikując część informacji zawartych w książce, natrafiłem na odmienne relacje, które wskazywały na silne zaangażowanie Niemców. Myślę jednak, że każdy z czytelników powinien samodzielnie ocenić materiały prezentowane przez Mirosława Tryczyka i zważyć, czy jego interpretacja jest właściwa i pozbawiona luk.

My, Polacy, nie jesteśmy krystalicznie czyści. Mamy swoje grzeszki, a śmierć każdego niewinnego człowieka jest ogromną plamą na sumieniu i honorze narodu. Często zdarza nam się dokonywać aktów samobiczowania w imię „prostowania historii”. „Miasta śmierci” umieściłbym gdzieś między próbą dokonania solidnej analizy a szukaniem rozgłosu przy okazji medialnego i bolesnego tematu. Nie wszystko w książce akceptuję, z wieloma stwierdzeniami się nie zgadzam, głównie ze względu na próbę pokazania, że Polacy byli współwinni Holocaustu. Pogromy należy piętnować, winnych trzeba wskazywać. Nie można jednak zapominać, że była to kropla w morzu nazistowskiej eksterminacji na skalę masową, a przy tym zrodzona w warunkach ekstremalnych. A w takich człowiek przestaje być człowiekiem.

Ocena: