Miesięcznik „Znak”, Wrzesień 2014 – recenzja czasopisma

Numer – Wrzesień 2014, nr 712

Redaktor naczelny – Dominika Kozłowska

Wydawnictwo – Miesięcznik „Znak”

Liczba stron – 128

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – kolejny numer Miesięcznika „Znak”, w którym poruszane są kwestie związane z historią II wojny światowej.

Promocja – przygotowano specjalny kod rabatowy dla Czytelników serwisu „II wojna światowa”. Wystarczy kliknąć wrześniowy miesięcznika z 2014 roku, przenieść go do koszyka, a następnie wpisać kod – nr712 – numer będzie wtedy kosztować 12,90!

Kolejny numer Miesięcznika „Znak” przesłany do redakcji serwisu „II wojna światowa” powitałem jak zawsze z dużym zaciekawieniem. Tym razem autorzy czasopisma wzięli na tapetę imperialne oblicze Rosjan, szeroko komentując ostatnie doniesienia z Ukrainy i Rosji. Temat wydaje się niezwykle aktualny i historycznie adekwatny do tego, czym zajmujemy się w portalu. Widmo kolejnej wojny już dawno nie było tak wyraźne, a wielu źródeł rosyjskiego imperializmu można doszukiwać się właśnie w czasach II wojny światowej. Gdy przypomnimy sobie, jak wielką tragedią był konflikt sprzed ponad siedemdziesięciu lat, wizja międzynarodowego starcia militarnego wydaje się jeszcze bardziej przerażająca. Specjaliści z Rosji, Białorusi i Ukrainy wypowiadający się na łamach „Znaku” wnoszą ciekawy głos do dyskusji, jednocześnie uspokajając – III wojna światowa póki co nam nie grozi. Grozi nam natomiast rosyjski postimperializm. Treść cyklu wywiadów opublikowanych na łamach wrześniowego „Znaku” świadczy o tym dobitnie. Media często szafują malowniczymi porównaniami prezydenta Rosji Władimira Putina do „cara” czy „dyktatora”. Choć tego typu określenia należy traktować bardziej jako dziennikarską fantazję pisarską, nie da się ukryć, iż to właśnie osoba Putina wyznacza trendy w rozwoju rosyjskiej polityki, a jednocześnie prezydent swoją twarzą firmuje nowy kurs kremlowskiej dyplomacji. Między wierszami wypowiedzi Nikołaja Pietrowa (politologa i geografa) wyczytać można szczere zaciekawienie fenomenem Putina. Potrafił on bowiem tchnąć w Rosjan nowego ducha, zaszczepić im wolę walki i wykorzystać to, co do tej pory tak umiejętnie wykorzystywali radzieccy dyktatorzy. Świetnie steruje on tłumem przy pomocy wyraźnych antagonizmów – „my” to dzisiaj naród rosyjski przeciwstawiany „im”, a więc wrogiemu Zachodowi. Przy okazji lektury „Złowrogiej charyzmy Adolfa Hitlera” byłem zafascynowany umiejętnością kreowania wizerunku wodza za pomocą propagandy. Putin opanował to w stopniu mistrzowskim. „Charyzma Putina” to dzisiaj fenomen społeczny i polityczny, który nam – ludziom wychowywanym bliżej zachodniego kręgu kulturowego – trudno zrozumieć. „Imperialne oblicze Rosjan” to zatem nie tylko wyraźne i widoczne przejawy prób podporządkowania sobie wschodniego świata. To przede wszystkim rosyjska mentalność i ideologiczność trwale wpisana w ich charakter. Mimo iż imperializm Rosjanie wydają się „mieć we krwi”, życie może pisać różne scenariusze. Prof. Natalia Zubarewicz z Uniwersytetu Moskiewskiego zauważa, iż aktualnie trwa proces tworzenia nowej rosyjskiej tożsamości, która jednak nie różni się za wiele od tej, nad którą pracowano przez lata. Świat nie jest jednak tak czarno-biały, jak mogłoby się wydawać. W samej Rosji zaczyna się wrzenie i nawet krystalicznie czysty wizerunek Putina-wodza narodu za niedługo nie będzie już wystarczał. Rosjanie – w tym wypadku chyba nie różnią się zbytnio od innych narodów – potrzebują jak wody spoiwa, najlepiej w pakiecie z wyrazistym wrogiem. Dziś są nimi prezydent i lansowane w Moskwie teorie o zagrożonym przez Zachód imperium. Rosjanie cierpią, bo nowoczesny świat sprawił, że ich ambicje zeszły na dalszy plan. Ukraińcy i Białorusini, choć wciąż postrzegani jako „swoi” i „ruscy”, od ponad 20 lat samodzielnie kształtują własną państwowość, zyskując sobie coraz większą niezależność od kursu Kremla. „Postimperialna depresja” nie jest zatem jedynie malowniczym określeniem wymyślonym na potrzeby dziennikarskich artykułów. Jest zjawiskiem jak najbardziej realnym i w pełni widocznym w rosyjskim społeczeństwie. Czasy imperium dawno minęły, a chlubna w opinii Rosjan przeszłość wciąż odbija się im czkawką. Zostaje zatem odpowiedzieć na pytanie, jak to się ma do II wojny światowej. Analogi znaleźć można sporo. W pierwszej kolejności – charyzmatyczny lider i przywódca. Kiedyś naród zjednoczono wokół osoby Józefa Stalina, dziś widzi on wodza w Putinie, który jednak ma dostęp do zdecydowanie bardziej wyrafinowanych metod manipulowania opinią publiczną. Nikołaj Pietrow zauważa kremlowskie mistrzostwo w analizowaniu emocji społeczeństwa. Propaganda kreatywnie wykorzystuje wyniki badań, a w medialnym przekazie posługuje się wizerunkiem oczywistego wroga. I wtedy, i dziś mówiono i mówi się o faszyzmie. Doniesienia o zainstalowaniu w Kijowie „banderowskiego rządu” nie są przypadkowe. Właśnie tak spaja się obywateli w jednym obozie o wyrazistym rodowodzie ideologicznym. Krucjata antyfaszystowska to misja rosyjskiego imperium, a „kto nie z nami, ten przeciwko nam”. Wreszcie na koniec powiedzieć trzeba o typowo rosyjskim egocentryzmie. Gdy wojska Armii Czerwonej przejeżdżały przez kolejne kraje Europy Wschodniej i Środkowej, żołnierze traktowali to jak wypad do odległych rubieży imperium. Walczyli o swoje, bo przecież „Polska to nie zagranica”. Dzisiaj podobnie traktowana jest Ukraina i Białoruś. To ponoć administracyjne części imperium i młodsi bracia, którzy zagubili się nieco w samodzielności i jak syn marnotrawny powinni poprosić o przebaczenie. Czy poproszą? Odsyłam do lektury wrześniowego „Znaku” – jest naprawdę ciekawie.