„Nic dobrego na wojnie” – recenzja książki

Rok wydania – 2011

Autor – Mark Sołonin

Wydawnictwo – Rebis

Liczba stron – 330

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – kolejna z książek naczelnego rosyjskiego demaskatora zawierająca zbiór pięciu opracowań tematycznych.

O tym, że na wojnie na człowieka nie czeka nic dobrego przekonały się miliony żołnierzy wyruszających na front w okresie II wojny światowej. Wojna to nie tylko wielkie bitwy i spektakularne operacje, ale i cierpienie ludzkości – cywile pozbawieni dachu nad głową, śmierć bliskich, zamarzające w okopach armie. Mark Sołonin jak nikt inny potrafił zgłębić temat działalności Armii Czerwonej. Rosyjski historyk, który w poprzednich publikacjach nie stronił od kontrowersji, po raz kolejny stawia niewygodne pytania i konstruuje tezy wprawiające w zakłopotanie kolegów po fachu.

Tradycyjnie już książka Sołonina ukazuje się na polskim rynku za sprawą Domu Wydawniczego Rebis, który od lat dba o zbliżoną szatę graficzną serii z Sołoninem i Suworowem. Twarda, solidna okładka, prosty układ graficzny, brakuje zdjęć archiwalnych i jakichkolwiek schematów. Niby banalnie, a jednak ze smakiem.

Absolwent kujbyszewskiego Instytutu Lotniczego po raz kolejny znalazł sobie kilka tematów, wokół których zbudował fascynującą lekturę. Ze zręcznością drapieżnika rzuca się na kolejne niedopowiedzenia lub przekłamania, obnażając i piętnując radziecką propagandę. Z sobie tylko znaną zaciekłością atakuje i kąsa. Jest przy tym kompetentny i rzetelny, choć, i tu radzę uważać, nie wszystkie jego tezy znajdują oparcie w prezentowanych przez autora wyjaśnieniach. Hipoteza o prowokacjach ze strony NKWD w pierwszych dniach wojny niemiecko-radzieckiej wydaje mi się naciągana. NKWD mordowało Niemców, żeby skłonić ich do odwetu wziętego na radzieckiej ludności cywilnej? Taktyka ta wydaje się być tak głupia, że ciężko w nią uwierzyć. Możliwe jednak, iż nie doceniam „zmysłu taktycznego” radzieckich służb i niepotrzebnie czepiam się Sołonina. Jak zawsze, ostateczną ocenę pozostawiam czytelnikom, którzy muszą rozstrzygnąć, w co wierzyć, a w co nie, co wydaje się kantem szytym grubymi nićmi, a co prawdą, choć obwarowaną znakami zapytania. Wiarygodności Sołoninowi dodaje wykorzystanie licznych źródeł i ich krytyczna analiza, choć i tu możemy mieć pewne zastrzeżenia, które dotyczą chociażby opierania się na subiektywnych wypowiedziach świadków zdarzeń. Trudno bowiem traktować niemieckich czy radzieckich generałów jako rzetelne źródło informacji. Mimo tego to demaskatorski charakter pracy jest jednym z głównych atutów kolejnej książki Sołonina. Fani jego pisarskiego stylu z pewnością nie będą zawiedzeni. Zwłaszcza, że porusza on szereg ważnych problemów, które także z perspektywy polskiej wymagają dyskusji i szerszego komentarza. Już choćby sprawa UPA i zbrodni popełnianych przez ukraińskich nacjonalistów, którzy w naszym kraju wciąż postrzegani są rozmaicie. Dla Sołonina sprawa jest oczywista – faszyści szermujący szczytnymi hasłami walki o wyzwolenie spod hegemonii ciemiężycieli. W tłumaczeniu na „nasze” – zbrodniarze sięgający po najwymyślniejsze metody uśmiercania ludności, w tym, a może przede wszystkim polskiej. Na poparcie swoich wywodów Sołonin podsuwa nam pod nos statystyki, wyciągi z dokumentów archiwalnych, rozmaite zapisy i noty, które często szczegółowo analizuje. Stosunkowo dość rzadko wdaje się w polemikę z innymi autorami, dzięki czemu nie dostajemy do rąk zbioru przekomarzań. Mimo wszystko krytyka, jaka wychodzi spod ręki tego autora, jest po prostu miażdżąca, o czym mogła się przekonać chociażby jedna z doktorantek Uniwersytetu Czerniowieckiego, której pomieszały się nieco fakty i daty. Generalnie rzecz ujmując, zdobywamy zupełnie nową, świeżą perspektywę dla wielu zagadnień, wśród których UPA i jej działalność mają znaczenie szczególne.

„Nic dobrego na wojnie” nie jest standardowym opracowaniem Sołonina. Autor idzie w swoich rozważaniach nieco dalej, nie koncentruje się wyłącznie na kwestiach starć niemiecko-radzieckich, choć i tutaj kilkukrotnie zadaje solidne ciosy dotychczasowej tradycyjnej historiografii proradzieckiej. Blokada Leningradu była niemieckim sukcesem, a statystyki dla Armii Czerwonej, jakkolwiek by nie były przekłamane, druzgocące. Każda publikacja jego autorstwa ma jednak jedną wspólną cechę – doskonały styl i język. Teksty Sołonina są po prostu jednym wielkim majstersztykiem. Cięty język, ostre wypowiedzi, bezgraniczne przekonanie o własnej sile i słuszności nowego ujęcia – to wszystko składa się na obraz publikacji, którą czyta się na jednym oddechu. Nawet jeśli nie jesteśmy zafascynowani historią, nawet jeśli przysypialiśmy w szkolnej ławie, Sołonin trafi do naszych serc.

Efektowność pisarska łączona z efektywnością historyka – to rzadkie zestawienie nie jest obce rosyjskiemu pisarzowi. Czytelnicy, których zafascynowała jego twórczość, z pewnością nie żałują, iż po ukończeniu Instytutu Lotniczego Mark Sołonin nie poświęcił się wyłącznie pracy konstrukcyjnej. Jego kolejna publikacja jest jak lawina, która miażdży wszystko na swojej drodze. Z siłą huraganu pisarz zmiata z powierzchni ziemi radzieckie mity i nie pozostawia cienia wątpliwości co do tego, kto powinien pisać historię II wojny światowej.

Ocena: