„Ostatnia defilada” – recenzja książki

Rok wydania – 2009

Autor – Wiktor Suworow

Wydawnictwo – Rebis

Liczba stron – 395

Seria wydawnicza – „Lodołamacz”

Tematyka – kolejna z historii przedstawionych przez Wiktora Suworowa, znanego odbrązawiacza wyidealizowanej historii Związku Radzieckiego.

– Siema, co tam u ciebie?
– Żyje się jakoś, dużo pracy, recenzje piszę.
– Znowu II wojna światowa? Dałbyś sobie spokój i przeczytał wreszcie coś pożytecznego dla przyjemności. Mam parę fajnych książek.
– Nie ma czasu, trzeba pracować, żeby ludziska mieli, co czytać. Rebis coś mi tam podesłał. Suworow, „Ostatnia defilada”, mówi ci to coś?
– Bracie, rewelka. Czyta się jednym tchem, ma facet talent.
– Eee, jakoś nieprzekonany do niego jestem. Niby wszystko dobre, ale jakoś nie mój klimat. Gość pisze pod publiczkę, ciągle wywołuje zamieszanie. Słyszałem, że to wszystko to jakieś naciągane bajki, z których niewiele wynika. Gdzie tu historia?
– Ty, a ty w ogóle czytałeś coś jego autorstwa?
– W sumie to nie…

[W tym momencie rozmówca zażenowany poziomem swojego adwersarza obrócił się na pięcie. Po kilku dniach i przerobionym całym cyklu „Lodołamacz” doszło do kolejnej rozmowy]

– Cholera, no powiem ci, że się myliłem. Idiota ze mnie.
– Po dwudziestu latach swojego życia nareszcie dochodzisz do słusznych wniosków. Ale mów, co napisałeś w recenzji, bo mnie interesuje to twoje nagłe nawrócenie.
– Właściwie to nie wiem, co napisać. Wydanie bardzo ładne, wszystko przygotowali estetycznie. Twarda okładka, niezły projekt graficzny doskonale komponujący się z całą serią. W ogóle wszystko wygląda tak zadbanie, elegancko, na półce nieźle się prezentuje, jak sobie tak z dumą patrzę wieczorkiem.
– Żadna nowość, wszystkie książki od Rebisa tak wyglądają, więc nie ma się, czym podniecać. Mów, co z tekstem, bo to chyba najważniejsze, jeśli idzie o historię.
– Trzyma poziom, tyle ci mogę powiedzieć w skrócie. Myślałem, że ten facet to jakiś bajkopisarz, że, no wiesz, wymyśla te swoje historie – zero poparcia argumentami i nastawienie na nabijanie kasy na naiwnych frajerach, którzy to kupią. A tu, proszę, miłe rozczarowanie.
– Mówiłem ci, że warto przeczytać. Tak swoją drogą, co ci się najbardziej podobało? Napisz w tej swojej recenzji, że gość pisze przystępnym językiem. Momentami czytało się tak, jakby ktoś mi coś opowiadał.
– Racja, faktycznie facet ma unikatowy styl. Język jest zrozumiały dla każdego, nawet jeśli z historią niewiele ma wspólnego. Co więcej, Suworow tak się wczuwa, że momentami ze stronnic aż emanuje jego zaangażowanie emocjonalne w opisywane zagadnienia.
– Masz coś konkretnego na myśli?
– Jasne, dajmy na to taki problem stosunków polsko-radzieckich sprzed II wojny światowej. Ja wiedziałem, że wszyscy nas robili w bambuko, ale nie sądziłem, że aż tak. Co tu się dziwić, że Suworowa nie wydają u Ruskich, skoro gość rozprawia się z każdym mitem dotyczącym pokojowo nastawionego do świata Związku Radzieckiego i…
– Zaraz, czekaj chwilę. Suworow sporo Ruskim namieszał, jeszcze za czasów Związku Radzieckiego, więc trudno się dziwić, że raczej nie znajdzie miejsca na półkach w rosyjskich księgarniach.
– Chłopie, gość służył w radzieckim wywiadzie, był rezydentem GRU w Genewie, ale w 1978 roku nawiał i udał się do Wielkiej Brytanii. Rodzime władze, a jakże, skazały go na śmierć, ale nie dostały go w swoje łapska. Gdzieś wyczytałem, że do tej pory nie uchylono zarządzenia i teoretycznie nadal ciąży nad nim widmo śmierci.
– Przecież ZSRR już nie ma…
– Kto ich tam wie, co oni na Kremlu wymyślą. Tak czy inaczej, podpadł władzom, a jego obecna działalność raczej nie zjednuje mu przyjaciół. Chociaż, cholera, mam nieodparte wrażenie, że te jego tezy są czasem mocno kombinowane. Ot, sztandarowy przykład z atakiem prewencyjnym ZSRR na III Rzeszę. Myślisz, że w 1941 roku Stalin był gotowy, żeby ruszyć na Niemiaszków?
– Średnio, jeśli już to w odległej przyszłości. Fakt, że Suworow ma sporo dokumentów na podparcie swoich obrazoburczych tez, ale momentami nieco spłyca problem. No, ale takie jego zadanie – stawia tezę i musi wszystko pod nią podciągnąć, aby udowodnić, że ma rację. My możemy polemizować i to z powodzeniem robi antysuworowska opozycja.
– A ta się rozrasta w miarę, jak Suworow tworzy coraz bardziej wymyślne teorie. Nie ma co, na pewno skutecznie robi szum medialny wokół swoich publikacji, co zapewnia mu sławę i pieniądze. Nie zanegowałbym jednak jego umiejętności historycznych, choć całość prac, także „Ostatnią defiladę” podpiąłbym bardziej pod militarno-polityczną publicystykę. Cały cykl to jedna wielka historia fałszu i zakłamania, jakie stały się udziałem Związku Radzieckiego. Nawet, jeśli w części aspektów Suworow nie ma racji, to przecież nie wszystkie jego tezy powinny wylądować na śmietniku. Ot, w „Ostatniej defiladzie” mamy trochę o Polakach, każdy polski czytelnik będzie zainteresowany publikacją choćby z tego prostego względu.
– Mądrze prawisz, co rzadko ci się zdarza. Co konkretnie masz na myśli, mówiąc o polskich aspektach?
– Powiem ci, że trochę się zdziwiłem, czytając w cyklu „Lodołamacz” sporą ilość relacji dotyczących naszej ojczyzny, zarówno pod kątem politycznym, jak i militarnym. Na pewno pozytywne jest to, że Suworow przedstawia nas w dobrym świetle, co z pewnością przysporzy mu trochę fanów wśród co bardziej bogoojczyźnianych. Nie bądźmy jednak samolubni, historia Polski nie jest największą pasją Suworowa i skupia się on raczej na stosunkach wewnątrz ZSRR. Tytułowa defilada z ostatniej pracy to oczywiście moskiewska parada zwycięstwa, którą poprowadził marsz. Gieorgij Żukow.
– Na białym koniu? Jest takie słynne zdjęcie z Żukowem śmigającym na rumaku pośród setek żołnierzy.
– Dokładnie, do tego pije Suworow. Czytałeś, to wiesz.
– No tak. Nie zastanawia cię, czemu akurat Żukow? Suworow dał nam bogatą rozprawę…
– Ano dał i, trzeba mu to przyznać, trzyma się kupy. Chociaż, czy naprawdę myślisz, że Stalin był rozczarowany II wojną światową i poczytywał ją za przegraną? Taką tezę Suworow próbuje uporczywie udowadniać, nie tylko w „Ostatniej defiladzie”. Inna sprawa, że jego rozprawa o białym koniu to prawdziwy majstersztyk. Cięty język, doskonale dobrane słowa podważające autorytet jego oponentów i całość opowiedziana tak, że boki zrywać. Ironia jest najlepszą ripostą, z nią nie można wygrać. Jakby tego było mało, Żukow także mocno oberwał, a przy okazji dostało się jego córce. I słusznie, ile razy można zarabiać na tych samych „Wspomnieniach” z dokładanymi cyklicznie rzekomymi rewelacjami? Suworow pojechał po niej, dobrze jej tak.
– Zwróć uwagę, że czytasz tłumaczenie. Przekład jest doskonały i trzeba wyróżnić osoby odpowiedzialne za tę działkę.
– Konkretniej to jedną, przełożyła Anna Pawłowska.
– Kobieta?
– A znasz jakiegoś mężczyznę o imieniu Anna?
– Wybacz, ale myślałem, że militaria to domena mężczyzn i zdziwiła mnie informacja o kobiecym przekładzie. Z drugiej strony, u Suworowa nie za wiele mamy kwestii wojskowych, raczej hipotetyczne rozważania, głównie polityczne.
– Dokładnie i taki jest jego główny cel. Nawet na obwolucie napisali ciekawe słowa, przeczytam ci: „Wiktor Suworow odnajduje rażące nieścisłości w najprawdziwszych dokumentach i źródłach, które miały ukazać światu posągowy, wręcz monumentalny obraz miłującego pokój Związku Radzieckiego”. I, skubaniec, robi to dobrze, nawet jeśli jego metody nie wszystkim przypadną do gustu, a pewne hipotezy wydadzą się niedociągnięte lub naciągnięte.
– Liczy się efekt końcowy, a ten jest…
– Znakomity! Czyta się to przyjemnie, wszystko zostało estetycznie wydane i podzielone na funkcjonalne rozdziały, nawet wkładka ze zdjęciami prezentuje się przyzwoicie. Innymi słowy, jak ktoś nie czytał, to trzeba mu polecić, a jak czytał, to niech sobie przeczyta jeszcze raz i utrwali.
– I co mu dasz? Ósemeczka?
– Dokładnie. To chyba najpełniej podsumuje charakter jego pracy.
– A napiszesz coś o mnie? No wiesz, też chcę być medialny…
– Bracie, to poważne recenzje są, nie ma tu miejsca na samowolkę i prywatę. Zresztą, przeczytasz, to sam zobaczysz, jak się zająłem Suworowem i jego „Ostatnią defiladą”.

Ocena: