„Pani Śmierć” oraz „Snajperki. Dziewczyny z Armii Czerwonej” – recenzja porównawcza książek

Rok wydania – 2018

Autor – Ludmiła Pawliczenko

Wydawnictwo – RM

Liczba stron – 296

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – porównanie dwóch książek, które ukazały się na rynku w podobnym czasie, i traktują o snajperkach walczących na froncie wschodnim w Armii Czerwonej.

W połowie 2018 roku na polskim rynku książkowym ukazały się dwie niezwykle interesujące publikacje, które przez przypadek poruszały identyczny, fascynujący, choć nieco zapomniany temat snajperek Armii Czerwonej. Zarówno ,,Pani Śmierć” autorstwa Ludmiły Pawliczenko jak i ,,Snajperki. Dziewczyny z Armii Czerwonej” Luby Winogradowej to unikatowe spojrzenie na mało znaczący, rozpatrywany najczęściej w kategoriach ciekawostek epizod z wojny na froncie wschodnim. Lektura obu publikacji pokazuje jednak, że te małe wycinki mają często ogromny potencjał. Snajperki Stalina – zarówno te z etykietą najsłynniejszych, jak i te anonimowe – to znakomity materiał na poczytne, fascynujące, a momentami wręcz trzymające w napięciu opracowania. Wydawnictwo RM oraz Znak Horyzont dokonały mądrego wyboru. Czytelnicy, którzy już zdecydowali się na lekturę – także.

Zacznijmy zatem od przybliżenia formy obu książek. ,,Pani Śmierć” to klasyczna literatura wspomnieniowa. Ludmiła Pawliczenko, która słusznie doczekała się tytułowego malowniczego przydomka, zaciągnęła się do Armii Czerwonej w 1941 roku. Poszła na ochotnika, wcześniej strzelała na kursach snajperskich, zdradzając oznaki niebywałego talentu. Ostatecznie do końca wojny zanotowała rekordowe 309 ,,skalpów”. Niektórzy mówią, że jej statystyki – co wpisywałoby się w radzieckie standardy propagandy – były mocno podrasowane. Niezależnie od rzeczywistych wyników, a jestem sceptyczny względem podważania statystyki bez twardych dowodów na jej fałszowanie, Pawliczenko już za życia stała się legendą. Szybko wykreowano ją na czołową bohaterkę Armii Czerwonej, swoistą przodowniczkę pracy wśród podobnych jej kobiet, które z ukrycia strzelały do wroga czającego się w zgliszczach zrujnowanych radzieckich miast. Pawliczenko była wyjątkowa pod względem skuteczności, ale nie przebytej drogi. Podobnych jej dziewczyn były dziesiątki. Ich życie, służbę, szkolenie, sukcesy i porażki, które najczęściej równały się szybkiej śmierci, dokumentuje Luba Winogradowa. To nie tylko opowieść o militarnych aspektach strzelania do wroga. To przede wszystkim historia ludzi, moralnych rozterek i codziennych wyborów. To próba uchwycenia grozy wojny widzianej przez lunetę karabinka Mosin-Nagant. Winogradowa wspaniale oddaje emocje, jakie towarzyszyły tym dziewczynom. Cytuje dziesiątki relacji i wspomnień, perfekcyjnie buduje klimat, opisując nie tylko fascynujące walki, ale i personalne tragedie. Snajperki były świadkami wielu ludzkich dramatów, gdy ich koleżanki – jedna po drugiej – ginęły od kul wroga, min wybuchających pod ich stopami czy pocisków artylerii. Mimo tego musiały trwać na pozycji, niewzruszone, by nie zdradzić swojej pozycji wrogowi.

Książki różnią się pod wieloma względami, ale jednak wzajemnie uzupełniają, stanowiąc prawdziwe kompendium wiedzy na temat strzelczyń wyborowych z armii Stalina. Wspomnienia Pawliczenko określiłbym jako nieco bardziej toporne, napisane bez większego polotu czy swady, ale jednak nasączone jej skrupulatnymi uwagami i obserwacjami. Nie były pisane na żywo w formie pamiętnika, co widać. To raczej próba odtworzenia tego, co działo się na froncie, spojrzenia z perspektywy. Nie jest to zła lektura, zwłaszcza w kontekście poznawczym. Narracyjnie można mieć jednak zastrzeżenia. To takie sprawozdanie z życia, niekoniecznie pod dyktando speców od propagandy, którzy chcieliby wmówić nam, jak godnie i zaszczytnie było walczyć w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Żebyśmy się jednak źle nie zrozumieli. Pawliczenko mówi o rzeczach, które są naprawdę ciekawe, to prawdziwe must-read dla tych, którzy interesują się tematem służby kobiet w Armii Czerwonej i ogólnie pozycją kobiet w radzieckim społeczeństwie. Pawliczenko opowiada także o dorastaniu, pracy w fabryce, robotniczym kulcie. To unikatowe spojrzenie na serce Związku Radzieckiego, które tworzyli prości ludzie zaprzęgnięci do rozbudowy potężnej machiny.

Styl Winogradowej oceniam wyżej, głównie ze względu na zgrabne łączenie wielu wątków, szukanie punktów wspólnych i umiejętne nawigowanie w dziesiątkach różnych historii. Winogradowa spina klamrą służbę snajperek Stalina. Szczególna uwagę warto zwrócić na elementy związane z moralnymi rozterkami strzelania z ukrycia do innych ludzi. Choć przechodzimy przez cykl szkolenia, zawsze trafiamy do tego samego momentu. Decyzji. Kwestia psychiki i swoistego przełamania to zagadnienie, które śmiało można wydzielić z całej historii. Podobnie jak sprawę bohaterstwa i tworzenia kultu snajperek. Kreowanie ich na bohaterki miało oczywisty wydźwięk propagandowy, umożliwiając jednocześnie otwarcie kobiet na ich personalne historie. Tyle że nieco zmodyfikowane, głównie na potrzeby totalitarnego państwa. Trauma, jaką przeżywały, zostawała gdzieś w środku, nie przemijając tak jak sława i ordery.

Obie książki oceniam wysoko, choć przez pryzmat innych czynników. Mogę je z czystym sumieniem polecić, choć warto zwrócić uwagę na to, czego oczekuje się od lektury. To także coś więcej niż tylko opowieści o snajperkach, jakkolwiek by się nie nazywały i kogokolwiek by nie zastrzeliły. Spojrzenie Pawliczenko niesie ze sobą smutne refleksje dotyczące życia w totalitarnym państwie, które obiecywało robotniczy raj, a stało się cmentarzem zawiedzionych nadziei. Winogradowa ukazuje z kolei piekło, grozę wojny i wszędobylską śmierć, która momentami staje się główną bohaterką jej książki. Bardzo dobre relacje, które mogą stanowić dla siebie świetne uzupełnienie.

Ocena obu książek: