„Tłumacząc Hannah” – recenzja książki

Rok wydania – 2017

Autor – Ronaldo Wrobel

Wydawnictwo – Bukowy Las

Liczba stron – 264

Seria wydawnicza – Brak

Tematyka – fikcyjna historia z tragedią Holocaustu w tle.

Ronaldo Wrobel to dzisiaj jeden z ciekawszych autorów wśród brazylijskich pisarzy. Swojsko brzmiące nazwisko z pewnością przysporzy mu sympatii polskich czytelników. Rodzina Wrobla wywodzi się z Europy Wschodniej, skąd wyemigrowała przed wojną. Żydowskie korzenie to nie tylko rodzinne dziedzictwo, ale i swego rodzaju zobowiązanie do zapoznania się z historią i przodków, i całego narodu. A ta historia, szczególnie w kontekście Ameryki Południowej, to bardzo ciekawy epizod, który warto rozpatrywać na tle dwudziestolecia międzywojennego i II wojny światowej. Emigracja obywateli europejskich krajów pochodzenia żydowskiego nie była niczym niezwykłym w przeddzień międzynarodowego konfliktu. Wzrost nastrojów antysemickich, zagrożenie wojną, chęć rozpoczęcia nowego życia w bezpiecznym miejscu. Wszystko to przyczyniło się do fali uchodźców, którzy osiedlali się następnie w latynoskich krajach rządzonych twardą dyktatorską ręką. Dyktatorską, ale już bez zbrodniczego planu eksterminacji.

Mniej więcej tak zaczyna się historia „Tłumacząc Hannah”. Polski szewc Max Kutner przybywa do Brazylii, gdzie otrzymuje od władz zlecenie tłumaczenia przechwytywanej korespondencji przyjezdnych Żydów. Kutner ma przekładać listy pisane w jidysz. Odmowa nie wchodzi w grę, dyktaturze się po prostu nie odmawia. Kontynuuje pracę, nie spodziewając się, że jedna z autorek listów zapadnie mu w pamięć szczególnie. Rozpoczyna beznadziejne próby odnalezienia kobiety. „Tłumacząc Hannah” to naprawdę ciekawy przykład literatury, w której wojna stanowi jedynie tło wydarzeń, będąc jednak niezwykle ważnym elementem całej historii. Jako czytelnicy lądujemy na nieco innym froncie, ale – choć to można potraktować jako jeden z klasycznych frazesów recenzenckich – i na wojnie, i w miłości jest podobnie.

Historia ma bardzo duży potencjał. Wrobel przekazuje nam ciekawą perspektywę życia w Brazylii lat trzydziestych. Wnikliwie przygląda się ówczesnemu społeczeństwu i dyktaturze Vargasa, a jednocześnie stara się zilustrować życie imigrantów w odległym, egzotycznym kraju, który nie jest do nich nastawiony przyjaźnie. Książka obnaża brutalność tamtego świata. Autor zagłębia się w środowiska gangsterów i handlarzy żywym towarem, odwiedza brazylijskie enklawy biedy i wykluczenia społecznego, pisze o państwie, o ludziach, o emocjach. To prawdziwy misz-masz różnych wątków, z których każdy ostatecznie prowadzi nas do konkluzji o budowaniu barier, wznoszeniu murów i zaniku podstawowych więzi, z których miłość stanowi najważniejsze spoiwo.

Nie chcę trywializować fabuły książki Wrobla i sprowadzać jej do miana historycznego romansu. Z dwóch powodów. Pierwszy jest oczywisty – oddajmy autorowi należny szacunek za skomponowanie ciekawej, wciągającej historii. Sam pomysł pozwala na połączenie literackiego przedstawienia rzeczywistości okresu międzywojennego w kraju Ameryki Południowej oraz perspektywy tych „maluczkich”, niewiele znaczących, dla których globalny konflikt, antysemityzm i wzniosłe hasła to puste slogany. Oni chcą żyć, chcą kochać. Liczy się tu i teraz, bo zło czai się wszędzie, nie tylko w związku z podbojami militarnymi i zbrodniczą ideologią. Drugi jest nieco mniej oczywisty. W zalewie książek o tematyce historycznej, „Tłumacząc Hannah” to ciekawa odmiana, coś oryginalnego i oderwanego od szablonów. Czy łatwego do czytania? To zależy, jak podejdziemy do książki Wrobla. Mam pewne zastrzeżenia do stylu, który nie zawsze powala, nie zawsze sprawia, że historia trzyma w napięciu. Ba, momentami miałem nawet ochotę rzucić książką w kąt i dać sobie spokój z perypetiami Maxa Kutnera. Mimo tego i tak wracałem, co samo w sobie pokazuje, że historia ma potencjał i potrafi zainteresować czytelnika. Bo, tu nie ma się co czarować, wszyscy kibicujemy i czekamy na happy end, nawet jeśli boimy się, że ten nie nastąpi.

Z „Tłumacząc Hannah” wynotowałem sobie kilka cennych spostrzeżeń autora, choć wypowiedzianych ustami wykreowanych przez niego bohaterów. Perspektywa życia w Brazylii wcale tak mocno się nie zmieniła, mimo kilkudziesięciu lat, które upłynęły od wydarzeń wymyślonych i opisywanych przez Wrobla. To wciąż kraj ogromnych kontrastów, ogromnej przestępczości. To wciąż świat wyzysku, oszustwa, upokorzeń i bólu. Fikcyjna historia z 1936 roku jest źródłem uniwersalnych wartości, o których nie należy zapominać ani przy okazji lektury, ani przy okazji często beznamiętnej analizy przeszłości. Bycie historykiem zobowiązuje do wyższych standardów i zrozumienia, że w sercu konfliktu zawsze znajdują się ludzie ze swoimi prozaicznymi problemami i tragiczną rzeczywistością.

Ocena: