„Wołyń. Prześladowania Polaków na sowieckiej Ukrainie”, t.1 – recenzja książki

Rok wydania – 2014

Autor – Marek A. Koprowski

Wydawnictwo – Replika

Liczba stron – 319

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – sentymentalna podróż na wschód śladami Polaków, którzy nie zdołali wrócić do ojczyzny.

Część pierwsza „Wołynia” Marka A. Koprowskiego dostała od autora znaczący podtytuł, który jasno wskazywał, w którym kierunku pójdzie narracja. „Prześladowania Polaków na sowieckiej Ukrainie” stały się zatem przyczynkiem do rozważań, ale i motywem przewodnim książki opublikowanej nakładem Wydawnictwa Replika. Ci, którzy mieli wcześniej okazję czytać Koprowskiego, zdają sobie sprawę, iż w dokumentacji historii sięga on przede wszystkim do pamięci świadków zdarzeń, starając się dotrzeć do opisywanych miejsc. Autor odbył dziesiątki podróży na wschód, trafiając tam, gdzie kiedyś dramatyczna historia stała się udziałem naszych rodaków.

Wołyń to dzisiaj jeden z tematów, które nie mogą się przebić do społecznej świadomości. W dobie politycznego zamieszania na Ukrainie o trudnej przeszłości narodu polskiego i ukraińskiego mówi się dość rzadko, a przecież to właśnie Wołyń powinien stać się symbolem polskiego męczeństwa. Wołyniacy nie mieli szczęścia – raz dostawali się pod zarząd Sowietów, innym razem zmagali z bestialstwem ukraińskich banderowców. Przez lata hekatomba w tej części II Rzeczypospolitej była zapomniana i niewygodna dla historyków. Koprowski odświeża nam wszystkim pamięć, sięgając po temat trudny, kontrowersyjny, ale niezwykle ważny. Jego trylogia losów Polaków na Wołyniu cieszyła się sporą popularnością. Nowa seria powinna stanowić ważne uzupełnienie dla dotychczasowych ustaleń. Dla tych, którzy po raz pierwszy zetkną się z tematem będzie jednak trudna w odbiorze i nie do końca zrozumiała.

Pierwszym i podstawowym problemem książki jest brak spójnego wyjaśnienia zawiłości historii Wołynia. Geopolityka w tej części Europy odgrywała szczególną rolę – mieszały się tu wpływy ukraińskie, polskie i rosyjskie, a Wołyń nigdy nie odnalazł jednolitej tożsamości narodowej. Koprowski ukazuje mozaikę postaci, które pamiętają czasy przedwojenne. Dokonuje zapisu ich wspomnień i relacji, koncentrując się jednak na kwestiach, które nie mają aż tak dużego znaczenia w kontekście całej historii. Podczas lektury towarzyszyło mi uczucie znużenia przydługimi wywodami świadków zdarzeń, których wypowiedzi nie zostały opatrzone odpowiednim komentarzem historyka. Ba, gdybym nie przeczytał encyklopedycznej notki na temat dziejów Wołynia, na podstawie książki nie miałbym szans zrozumieć jego specyfiki. Szczególnie tej drugowojennej. Zdecydowanie lepiej prezentują się fragmenty odnoszące się do historii powojennej. Przypadek Dowbysza, nieodosobniony zresztą, pokazuje, jak trudna była i jest walka o utrzymanie przyczółków polskości. Wyraża się w codziennych próbach utrwalenia tego, co zostało po Polakach – przede wszystkim wiary katolickiej i historii. Koprowski odwołuje się do historii parafii, sięgając po liczne wypowiedzi bojowników o polskość. Jego opowieść jest przede wszystkim narodowym manifestem, przypomina o tych, o których na co dzień nie pamiętamy.

Tytułowych „prześladowań Polaków” jest natomiast stosunkowo niewiele. Owszem, autor wspomina tematy przesiedleń, głodu, napadów czy rabunków, ale czyni to w sposób wyrywkowy i pozbawiony jakiegoś spójnego zamysłu. Kompletnie nie trafia do mnie ten styl pisania. Rozdrobnienie narracji przy wykorzystaniu dużej liczby szeroko cytowanych wspomnień jest zabiegiem niepożądanym w przypadku poważniejszych opracowań historycznych. Zauważalne jest również, iż opis poszczególnych akcji – głównie banderowców wyżynających Polaków na Ukrainie – podawany jest przez pryzmat personalnych historii. Stąd też trudno oszacować rozmiary mordów czy odgórność planów ukraińskich nacjonalistów. Jestem zwolennikiem dokładności i jako czytelnik lubię mieć wszystko podane w formie bogato udokumentowanych zestawień i statystyk z wyjaśnień przyczyn konkretnych zjawisk. Koprowski jest natomiast przede wszystkim historykiem-bajarzem, który dotrze głównie do ludzi rozeznanych w temacie bądź też zaangażowanych w sprawę Wołynia ze względów emocjonalnych. Mnie to, niestety, nie przekonuje.

Wyżej zaznaczyłem właściwie wszystko to, co uwierało mnie podczas lektury pierwszej części nowego „Wołynia”. Książka niesie ze sobą pokaźny ładunek emocji wyrażanych przez świadków zdarzeń i dla wielu Polaków, szczególnie tych ze wschodu, będzie bolesną podróżą do przeszłości. Koprowski jako „tropiciel polskości”? Zdecydowanie tak! Historyk? Nie bardzo. Dla wielu zwykłych czytelników jego książka będzie niezrozumiałym, kiepsko udokumentowanym tekstem, z którego w kontekście całości niewiele wynika. Stąd też zdecydowanie niższa ocena, która jest wypadkową podejścia recenzenta do historii i porównania z innymi publikacjami historycznymi, które stoją na zupełnie innym poziomie merytorycznym.

Ocena: