„Wysiedleni” oraz „Syrop z piołunu” – recenzja porównawcza książek

Rok wydania – 2017

Autor – Krzysztof Ziemiec („Wysiedleni”), Paweł Smoleński („Syrop z piołunu”)

Wydawnictwo – Czarne

Liczba stron – 280 oraz 224

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – recenzja porównawcza książek poświęconych problemowi Akcji Wisła oraz współczesnym odbiorom wysiedleń ludności ukraińskiej i łemkowskiej.

Pod koniec 2017 roku, niemal jednocześnie, na rynku ukazały się dwie książki, których zadaniem było zmierzenie się z problematyką powojennych wysiedleń we wschodniej Polsce. Akcja ,,Wisła” jest do dzisiaj tematem, który wzbudza ogromne emocje i kontrowersje. To jeden z tych wątków, które są niezbędne do rozliczenia się z powojenną przeszłością. Operacja komunistycznych służb była wymierzona głównie w Ukraińców zamieszkujących ,,nowe Kresy Wschodnie”, a więc rubieże przesuniętej na zachód Rzeczpospolitej. Krzysztof Ziemiec w ,,Wysiedlonych” i Paweł Smoleński w ,,Syropie z piołunu” podjęli się trudnego zadania opisania operacji z perspektywy ludzkiej. Zrobili to w odmiennym stylu, zwracając uwagę na różne aspekty, ale ich opowieści zazębiają się w jednym szczególnym miejscu – cierpieniu niewinnych ludzi, dzisiaj już zapomnianych.

Książki łączy przede wszystkim forma pisarska. Ziemiec i Smoleński poszli w stronę reportażu, uwypuklając głównie ludzkie dramaty. W ich opracowaniach próżno szukać głębokich analiz, prób spięcia klamrą lat trzydziestych i czterdziestych. To raczej szansa na pokazanie ogromu cierpienia, jakie spadło na Ukraińców i Łemków w 1947 roku. Trzeba jednak podkreślić, że mimo podobieństw w prezentowaniu przeszłości, obaj autorzy różnią się od siebie sposobem wyrażania emocji, dzielenia się odczuciami. Krzysztof Ziemiec okazał się nad wyraz dojrzałym pisarzem. Doceniam jego dziennikarskie szlify, nie spodziewałem się jednak tak dużej dozy empatii i umiejętności opowiadania o dziesiątkach ludzkich dramatów. Autor odsłania kulisy operacji, nie zwracając uwagi na jej aspekt polityczno-militarny. Przypatruje się jej przede wszystkim w wymiarze społecznym, co szczególnie mocno oddziałuje na odbiór wydarzeń, jakie miały miejsce w powojennej Polsce. Ludzie. To oni stanowią esencję historii. Ziemiec nie jest rasowym historykiem i dlatego łatwiej mu dostrzec to, co często umyka nawet doświadczonym badaczom przeszłości. Smoleński jest mniej skoncentrowany na ludziach, częściej odwołuje się do zjawisk. Słusznie wskazuje na propagandowy wydźwięk ,,Wisły”, na wynaturzenia komunistycznych władz. Pastwi się nad gen. Karolem Świerczewskim, całkiem zresztą słusznie, bo dowódca to był marny, a przy tym buńczuczny opijus. Taki wizerunek ,,Waltera” koresponduje z szerszą wizją państwa komunistów – niesprawiedliwego, nastawionego na wyciąganie odpowiedzialności zbiorowej. Wszystko opatrzone autorskim komentarzem, wyrazistym, bez kompromisów. Smoleński jawi mi się jako ten, który na wojnie nie brałby jeńców, choć przecież empatii mu nie brakuje.

Zauważmy, że u Ziemca głos mają przede wszystkim niewinne ofiary Akcji ,,Wisła”. Dziennikarz pozwala się im wypowiedzieć, nie narzuca swojego zdania, nie chce wdawać się w zbędne komentarze. Tragiczne losy wysiedlonych mówią same za siebie. To jeden wielki manifest tęsknoty za utraconym domem, dziedzictwem, zniszczoną wielowiekową kulturą tych ziem, niezatartym piętnem dramatu i wreszcie bezpowrotnie zatraconą wieloetnicznością, która niegdyś definiowała Rzeczpospolitą. Książka nie jest łatwa w odbiorze, gdyż niesie ze sobą silny ładunek emocjonalny. Nie jest to jednak tania emocjonalność kreowana w sztuczny sposób. To raczej próba pokazania, że na marginesie wielkiej polityki znajdują się zwykli, prości ludzie, którzy chcieliby się odciąć od decyzji tych ,,wielkich” i pozostać ,,małymi” w bezpiecznym, poukładanym świecie. Taki świat jednak nie istnieje. Smoleński stroni z kolei od sentymentalizmu i wali prosto z mostu. Przytaczane wypowiedzi świadków zdarzeń mają potwierdzać jego punkt widzenia. Autor często wdaje się w polemikę z poprzednikami, którzy komentowali Akcję ,,Wisła”. Wytyka błędy, niedomówienia. Byłoby to wszystko dobrze skrojone, gdyby nie wybiórczość Smoleńskiego, który dziwnym trafem unika traktowania wydarzeń z 1947 roku jako ostatniego etapu długotrwałych zmagań, w których ogromną winę ponosili sami Ukraińcy wspierający UPA. Słuszna jest teza o karygodności wyciągania odpowiedzialności zbiorowej, ale przy jednoczesnej wstrzemięźliwości w piętnowaniu UPA Smoleński po prostu traci na wiarygodności. Na drugim biegunie umieściłbym bardzo wartościowe opisy funkcjonowania obozu w Jaworznie. Całość napisana sprawnie, potoczystym językiem, czasem ostro i dosadnie. Czyta się to świetnie, ale nie można dać się ponieść efektownej narracji.

Wielka polityka i historyczne decyzje zostały zepchnięte na dalszy plan obu opracowań, ale nie pozwalają o sobie zapomnieć. Marzy mi się, by czytelnicy, którzy zasiądą do lektury ,,Wysiedlonych” oraz ,,Syropu z piołunu” także nie zapomnieli. Pamięć jest przecież jednym z głównych wątków opracowań. Z jednej strony nie zapomnieć o ofiarach, cierpieniu ludzi. Z drugiej, o wieloetapowym procesie decyzyjnym, który doprowadził do Akcji ,,Wisła”. W latach 1945-47 sytuacja była niezwykle złożona, nieprawdopodobnie trudna. Krzysztof Ziemiec słusznie powiedział w jednym z wywiadów, że żadne państwo nie może sobie pozwolić na działalność wywrotowej organizacji na swoich terytoriach. Zwrócił także uwagę na wyciągnięcie odpowiedzialności zbiorowej. Weźmy jednak pod uwagę kontekst. Świeżą pamięć o wymordowaniu setek tysięcy Polaków na Wołyniu, o ogromie zbrodni ukraińskiej UPA. To jest właśnie historyczne tło, które może nam umknąć, a nie powinno, nawet jeśli bardzo dobre publikacje jak te Ziemca i Smoleńskiego są nasączone emocjami, które czasem prowadzą wręcz do wyłączenia logiki i zdrowego rozsądku. Pamiętajmy o tym w czasie lektury.

Ocena („Wysiedleni”):

Ocena („Syrop z piołunu”):