Lao Che „Czerniaków”

Płakałem wczoraj raz, dziś dwa razy.
Nigdy nie było dobrze między Nami, a Gapami
Jak na imię mam, żadna z Nich mnie nie zapyta,
Gapie Soldaty wołają mnie polski bandyta.

Czekałem na Ciebie Czerwona Zarazo,
Byś była zbawieniem witanym z odrazą,

Czerwonych z Nami nie ma, jest za to Czerwonka
Hej że, hej że, hej że ha, moja ostatnia Wieczornica
Chociaż lewi jesteście na prawym rzeki brzegu kucnęliście
Druzia… skurwysyny, nie przyszliście.


Drugi omawiany przeze mnie utwór zespołu „Lao Che” to niewątpliwie silne nawiązanie do powstańczej historii „Czerniakowa”. Abstrahując od warstwy wokalno-muzycznej, która prezentuje się całkiem nieźle, należy zwrócić uwagę na wykorzystane w utworze nawiązania literackie. Bardzo ciekawie wpleciono w „Czerniaków”, co jest niewątpliwie zasługą Huberta Dobaczewskiego, wokalisty i autora tekstów, fragment wiersza „Czerwona zaraza” autorstwa Józefa Szczepańskiego. Ciekawym rozwiązaniem jest stopniowanie emocji i napięcia w utworze, a finałowy wers to majstersztyk słowny: „Druzia… skurwysyny, nie przyszliście”. Dosadne, ale bez cienia przesady, trudno sobie wyobrazić, aby powstańcy mogli na spokojnie oglądać radzieckiego sojusznika stojącego na prawym brzegu Wisły i biernie obserwującego wydarzenia w płonącym mieście. Osobiście nie zostałem powalony na kolana ani tekstem, ani oprawą dźwiękową i wysłuchałem „Czerniakowa” na stojąco. Grzeszę? Tego nie wiem, mogę natomiast stwierdzić, że całość utworu Lao Che przedstawia się, w moim subiektywnym odczuciu, przeciętnie, ale jest to kwestia gustu, a o tym rzekomo się nie dyskutuje.


Okiem Polonisty: I znów potrzebujemy znajomości nie tylko kontekstu historycznego, ale również literackiego. Z jednej strony niezbędne są wiadomości dotyczące sytuacji Czerniakowa, o który toczyły się zacięte walk w czasie powstania warszawskiego , a drugiej twórczości Józefa Szczepańskiego i tekstu „Czerwona zaraza”. Czerniaków bezpośrednio położony jest nad Wisłą i powstańcy mogli obserwować stoicki spokój sowieckich wojsk, które tylko się przyglądały wydarzeniom na lewym brzegu. Ten ich spokój był naigrywaniem się z odważnych „Polaczków”, którzy porywają się z motyką na słońce. Jakże musiała boleć ta opieszałość, zwłaszcza, że przy boku Rosjan walczyli nasi z Dywizji Kościuszkowskiej! Nie dziwi więc fakt zastosowania wulgaryzmu na końcu tekstu. W obliczu takiej bezradności człowiek może już tylko złorzeczyć.